czwartek, 25 kwietnia 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 8 - ostatni

   

    ~ Mimo wszystko Cię kocham ~

  

              Konsekwencje wybryku Yifana przez dłuższy czas ciążyły na zespole, jednakże ta cała sytuacja z pewnością zbliżyła do siebie dwunastkę chłopaków.  Fani dokuczliwie spekulowali i rozmyślali nad powodem próby odejścia lidera chińskiej grupy – na próżno, bowiem wytwórnia najstaranniej jak tylko potrafiła, ukryła fakt o trafieniu Tao do szpitala. Prawdziwy powód znał jedynie Luhan i Lay, ponieważ reszta trwała przy wersji bezsilności maknae i jego złego stanu psychicznego. Kto jak nie oni mogli go doskonale rozumieć? Niejednokrotnie każdy z nich przechodził cięższe chwile, dlatego nie drążyli tego tematu i starali się być równie silni, co wcześniej.
            Zarówno w Korei, jak i w Chinach, panowała luźna atmosfera, pomimo stresu związanego z codziennymi treningami. Trud, który wkładali w każdą godzinę męczarni pośród czterech ścian, nie był na próżno, gdyż przygotowywali się do comebacku. Każdy miał dość nieustannego puszczania piosenki jeszcze raz i wysłuchiwania narzekań trenera na ich błędy. Mimo tego, że czwórka osób z zespołu wdała się w zakazaną miłość, wszystko było w jak najlepszym porządku. Co prawda... niektórzy o tym nie wiedzieli – a już szczególnie manager, jednakże bieżące sprawy zdawały się być w jak najlepszym porządku.
            Luhan patrzał jak zmęczony Yixing któryś raz z rzędu powtarza te same kroki, ponieważ nie za bardzo mu wychodziły, zostając tym samym po godzinach w pustej i dusznej sali. Podziwiał go za to, że ma takie silne zaparcie i motywację do stawania się lepszym. Nie rozumiał tylko skąd to się brało. Jak znalazł sobie cel, dzięki któremu potrafił wstać na równe nogi i iść jak gdyby nigdy nic? Rozumiał to, że w życiu przeszedł wiele – tak jak wszyscy, ale to nie było usprawiedliwieniem.
Przecież... Luhan także wiele razy próbował znaleźć w sobie siłę i spróbować być choć trochę tak dobrym jak Lay.
- Cześć uparty jednorożcu. Nie złamałeś sobie jeszcze tego różka, że tak beztrosko pląsasz po parkiecie? - rzucił żartobliwym tonem w stronę Lay'a. Lulu otworzył drzwi i postanowił towarzyszyć przyjacielowi w dodatkowym treningu, napotykając tym samym zmęczony wzrok kolegi z zespołu. - Jeny, matulu... Zrób coś z tym biedakiem, bo się wykończy.
Lay nie potrafił ukryć faktu, że widok Luhana sprawił, iż poczuł kolejny przypływ energii i gdy już miał wstać, by ponownie zacząć tańczyć, poczuł delikatny uścisk na nadgarstku. Podniósł wzrok i jego oczom ukazał się przyjazny i ciepły wzrok Lulu, który wpatrywał się w niego niczym matka, martwiąca się o swoje dziecko.
- Luhan, ile razy mam powtarzać, że to ''nic''. Wiesz dlaczego to robię. Chcę być dobry, lepszy od Jongina. Nie potrafisz przymrużyć na to oko i zostawić mnie w spokoju? - wypowiedział przyjaźnie, jednak blondyn wyczuł w tym trochę nieporządnego tonu, mówiącego ''odwal się i odejdź''.
            Puścił rękę bruneta i poszedł pod ścianę, by zaraz po tym osunąć się po niej na zimną podłogę w celu obserwowania starań Yixinga. Drugi z kolei podszedł do telefonu i włączył na nowo piosenkę. Gdy tylko pierwsze nuty rozbrzmiały w środku pomieszczenia, w którym było nie lada gorąco – zaczął poruszać swoim ciałem, będąc jednocześnie pełnym gracji i wewnętrznego spokoju. Być może towarzystwo Luhana tak na niego działało? Być może był jego... Oceanem Spokojnym? Wodą przynoszącą ukojenie w upalny dzień, jak i w czasie nie małego zmęczenia. Tak jakby Lulu był dla Lay'a oparciem w ciężkiej chwili – całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy.
            Wiele razy błądził myślami, wspominając minione chwile. Te wszystkie zdarzenia, w które wplątany był on i Yixing, były tylko chwilowe? Owszem, wyznali sobie miłość i wspólnie spędzili kilka razy noc, kochając się. Jednak dla Luhana to było za mało. Chciał, by Lay już zawsze był takim pełnym troski i dającym mu poczucie bezpieczeństwa, chłopakiem. Kilka razy nawet próbował zwrócić na siebie jego uwagę, podkreślając fakt, że go zaniedbał. Lay był niestety osobą, której często zdarzało się myśleć tylko i wyłącznie – o sobie.
- Nie myślałeś o tym, by... Wyjść gdzieś po treningu i odpocząć? Może na świeżym powietrzu – ciągnął, jednak Yixing przerwał mu, urywając tym samym wypowiedź Luhana i nie pozwalając mu dokończyć.
- To świetny pomysł, ale obawiam się, że dla licealistów. Nie jesteśmy już beztroskimi dzieciakami, które nie wiedzą jeszcze co chcą robić w przyszłości, Luhan – powiedział ciągle tańcząc. Nawet nie chciał stracić ani chwili odpowiadając przyjacielowi, dlatego wydukał to niewyraźnie – dysząc.
            Blondyn poczuł się urażony i wstał z zamiarem wyjścia. Nawet nie obdarzył Lay'a spojrzeniem, tylko czym prędzej zniknął za drzwiami W chwili, gdy Lulu już nie było – Yixing przerwał i położył się na podłodze, pozwalając swoim brązowym włosom zmieszać się z takim samym kolorem paneli. Zakrył ręką oczy, zasłaniając tym samym łzę, mimowolnie spływająca po jego policzku.

                                                      ***

            Luhan zmęczony leżał na pościeli i czytał nużącą książkę. Co prawda, nie był zapalonym miłośnikiem fantasy, ale postanowił dzisiejszy wieczór spędzić z właśnie tym gatunkiem literackim. Ze wszystkich sił próbował skupić się na sytuacji, którą obecnie przedstawiały napisy, lecz nie potrafił. Co chwilę jego myśli zajmował on – Yixing, który wcześniej na sali treningowej był dla niego niemiły. Tęsknił za starym przyjacielem. W sumie... wtedy też był dla niego chamski, ale prawdą było, że krył się za tym powód maskowania uczucia, którym darzył Luhana. Teraz jednak owego powodu nie ma – zniknął w momencie pierwszego pocałunku.
            Szybko owe rozmyślania przerwał sen, który zastał Lulu niespodziewanie. Pokój rozmazał się, napisy stały się niewyraźne a powieki powolnie zamknęły. Wyobraźnia przytoczyła mu straszne wizje. Śnił mu się koszmar.
            Pewnego dnia Lay po rostu zadzwonił do Luhana, prosząc o spotkanie w momencie, gdy ten skończył brać orzeźwiający prysznic. Uradowany tym, że jego ukochany pragnie spotkania, ubrał się i udał w umówione miejsce. Nie zastał tego, czego się spodziewał. Zamiast Yixinga stojącego z opuszczoną głową – ujrzał chłopaka przytulającego drobną i ładniutką dziewczynę. Szybko zorientował się, że jest nim Lay i... jego świat legł w gruzach, ponieważ owe spotkanie miało na celu przedstawienie mu jego nowej miłości. W tej chwili zrozumiał, że...

 to koniec.
            Obudził się cały zalany potem, a ciemność szybko ogarnęła jego zaspane oczy. Godzina na zegarku wskazywała drugą w nocy, dlatego wszyscy powinni już spać. Dlaczego więc usłyszał ciche pukanie do drzwi jego pokoju? Pomyślał, że mógłby to być Lay, jednak szczerze w to wątpił po tym, co stało się na treningu. Gdy nie odpowiedział, drzwi lekko uchyliły się, wpuszczając tym samym nikogo innego jak nie Yixinga, który zaczął rozglądać się w poszukiwania łóżka z Luhanem. Szybko dostrzegł, że ten siedzi i przygląda się jego wyczynianiom.
- Luhan, nie śpisz? - zapytał podchodząc bliżej. Usiadł na łóżku przyjaciela i objął go ramieniem. 

Blondyn nie wierzył własnym oczom. Co się stało, że Lay nagle z chamskiego chłopaka zamienił się w miłego ukochanego?
            Wciąż zdezorientowany, oparł głowę o ramię Yixinga i chłonął zapach perfum młodszego. Czuł, że nie przyszedł do niego bezinteresownie.
- Nie śpię, a bo co? - zapytał i podciągnął wyżej kołdrę, zasłaniając tym samym siebie i chroniąc przed spojrzeniem Lay'a.
- Chciałem, żebyś zszedł ze mną na taras w ogrodzie – wyszeptał czule i niemal wymruczał to do uszu zszokowanego Luhana, na którego twarzy pojawił się uśmiech.
            Przytaknął i wstał, ciągnąc Lay'a za rękę. Bruneta jedynie rozbawiło pośpieszenie Lulu, przez co zaśmiał się zwracając tym uwagę swojego chłopaka. Szli w ciemności po korytarzu, dbając o to by nikogo nie obudzić. Podłoga skrzypiała pod ich ciężarem, dlatego nieco speszeni zwolnili – starając się przemknąć niespostrzeżeni. Gdy już dotarli, oczom Luhana ujawnił się widok stolika, na którym stały zapalone świece i leżał półmisek z truskawkami. ''Lay... On przygotował to wszystko dla mnie.'' - pomyślał i wzruszył się, pociągając nosem jak małe dziecko. W tym samym czasie Yixing przytulił go, kładąc jedną rękę na biodrze a drugą na włosach starszego, i pozwolił mu wypłakać się na jego ramieniu.
- Ja... Tak bardzo chciałem cię przeprosić. Wiem, że to jak zachowywałem się ostatnio było złe, jednak... Myślałem o tym... Chcę powiedzieć ci jak zginęli moi rodzice, ponieważ nie mogę mieć przed tobą tajemnic – wyszeptał, po czym wypuścił Luhana z objęć i odprowadził do krzesła. Pozwolił na to, by usiadł i sam zajął miejsce na drugim, stojącym niedaleko.
            Przez chwilę siedzieli w ciszy, wyczekując momentu, aż Lay zacznie. Wbrew silnej chęci powiedzenia mu prawdy, chłopak nie mógł się w sobie zebrać. Wiedział o tym jedynie Tao...
Tao, który również zwierzył się mu z problemów ciążących nad jego psychiką. Nie wiedział, czy po tym co powie, Lulu nadal będzie go kochał. Po prostu bał się tego, że go nie zrozumie. Zawsze wydawał się być Lay'owi jedynie wesołym i pogodnym chłopakiem bez problemów. Dlatego do pewnego czasu traktował go jedynie jako ''zabawkę'', w najróżniejszy sposób nabijając się z niego.
To było złe – z pewnością, jednak Yixing był na tyle zdesperowany, że nie wiedział co robi. Tak bardzo pragnął zbliżyć się do Luhana, ale myśl o tym, że kiedyś będzie musiał mu to powiedzieć... była przerażająca.
- To było w pewien letni dzień, a tak naprawdę... w noc. Jako małe dziecko wymagałem ciągłego zainteresowania moją osobą i pragnąłem, by wszyscy w około zajmowali się mną – tylko mną. Nie miałem rodzeństwa, dlatego byłem całkiem sam i często zmuszałem do zabawy rodziców, którym niezbyt uśmiechał się fakt zabawiania mnie przez cały dzień. Pewnego razu... spali i ja... nudziłem się okropnie. Był późny wieczór, Próbowałem znaleźć sobie jakąś zabawę, lub coś, co mnie zajmie. Jednak jak długo można bawić się non stop tymi samymi zabawkami? Byłem wtedy strasznie głupi. Rodzice spali – a ja nie chciałem ich budzić, dlatego sam nie zdając sobie sprawy z tego jakie to niesie za sobą konsekwencje, zacząłem bawić się pokrętłami od kuchenki gazowej. Coś poszło nie tak i... wybuchł pożar. Stałem zapłakany patrząc na poszerzający się ogień, ale nie mogłem nic zrobić. Wszystko było takie pomarańczowe i czerwone. Meble w kuchni zajęły się ogniem a ja przestraszony pobiegłem do rodziców. Próbowałem ich obudzić... Na prawdę próbowałem, ale nie udało mi się. Rządził mną strach, dlatego wybiegłem z naszego domku i patrzałem jak płonie, stojąc na boso w ogrodzie. Zielona i mokra trawa chłodziła moje stopy, a ja stałem płacząc, w ręku trzymając pluszowego misia – przerwał i zakrył twarz, z której spływały łzy. To nie były zwyczajne łzy. To były łzy, które już dawno temu powinien wypłakać – tamtej nocy. On jednak dusił je w sobie przez tyle lat.
            Luhan wstał i objął od tyłu Laya, który natychmiastowo schował się w jego dłonie po to, by za chwilę kontynuować opowieść. Wiedział, że ma w nim oparcie – jednak mimo to, było to dla niego strasznie trudne.
- Pożar dostrzegli sąsiedzi i zadzwonili po straż, oraz pogotowie. Myśleli, że wszyscy zginęli... Myśleli, że wszyscy spalili się – we śnie. Ulica wypełniła się tłumem gapiów a ja... Ja pamiętam już tylko urywki, losowe momenty. Pamiętam, że... że strażacy znaleźli mnie w ogrodzie i szybko wyprowadzili bojąc się, że za bardzo nawdychałem się dymu. Wiem, że wszyscy się na mnie patrzeli... Pamiętam jeszcze tylko moment, że w szpitalu przyszedł do mnie policjant, wręczając mi misia, którego upuściłem. Zapytałem się go ''Czy rodzice już się obudzili?'' a on odpowiedział, że... że jeszcze śpią – Yixing mimo potoku płaczu, mówił dalej nie zważając na Lulu, pod którym nogi ugięły się z wrażenia. Tak bardzo chciał pokazać mu, że zawsze będzie go kochał, nie zważając na nic.
- Wtedy trafiłem do domu dziecka. Dopiero, gdy podrosłem – zdałem sobie sprawę z tego, że to ja jestem winien śmierci moich rodziców. To JA ich zabiłem, rozumiesz? - wydukał.
            Nastała głucha cisza. Lay wciąż płakał, wtulając się w rękawy od pidżamy Lulu, a ten... przytulał go w milczeniu. Nie miał pojęcia co mu powiedzieć, ponieważ nic nie zwróci mu rodziców. Nic nie zmieni tego, co się stało.
- Lay, ja... Ty nie wiedziałeś co wtedy robisz – wreszcie odważył się coś powiedzieć, ale nie było to zbytnio pocieszające. Młodszy przez tyle lat dusił w sobie te łzy, które teraz jednym tchem wypłakał. Poczuł, że to wszystkie wspomnienia wypłynęły z niego, tak jak one. Został już całkiem sam, chociaż miał kochającego go Luhana.
            Jak gdyby było coś, co może zwrócić mu rodziców, i coś... co cofnie czas do tamtej chwili.
Do chwili, w której stracił wszystko.
            Blondyna dobiegł cichy i zachrypnięty głos Yixinga, który wstał, sprawiając tym, że Luhan wypuścił go z objęć. Stanął naprzeciwko przyjaciela i patrzał się na niego załzawionymi oczyma.
- Za każdym razem, gdy idziesz spać, boję się – wypowiedział, spoglądając na niego przeszywającym wzrokiem. Jakby Lay... spoglądał w jego duszę, sprawdzając, czy nadal jest w niej miejsce na jego miłość. - Boję się, że ty także zaśniesz i się nie obudzisz. Moim oparciem... Osobą, która mnie wspiera – jesteś TY. Jak mógłbym stracić ciebie... zostając całkowicie sam.
            Luhan ruszył w kierunku Lay'a i gdy tylko się zbliżył, wpił się w jego usta. Całował go zachłannie, jednocześnie wkładając w ten pocałunek jak najwięcej poczucia bezpieczeństwa i miłości. Chciał, by przestał czuć się samotnym. Tak bardzo go kochał i od dawna marzył o tym, by Lay był tylko jego, będąc samolubnym.
- Jeżeli miałbym ograniczyć sen tylko dlatego, byś porzucił swoje obawy, zrobię to – powiedział i przytulił Yixinga najmocniej jak potrafił. - Dziękuję, że mi powiedziałeś. Teraz jest to naszym sekretem i zakopiemy go głęboko w naszych sercach. Byłeś wtedy małym i nieświadomym niebezpieczeństwa dzieckiem, któremu wybaczam. Mały Lay'u... Jesteś tam? Wybaczam ci – po czym oboje rozpłakali się, nie tylko tuląc się do siebie, ale i również niewidocznego i wyimaginowanego – płaczącego ''jednorożca''.


                                                    ***


            Tamtej nocy nie mówili już nic. Spoglądali na niebo pełne gwiazd, trzymając się za rękę i wpatrując w obraz jasnych,  święcących się kropek. Po tym, jak Lay w końcu powiedział to, co długo ukrywał przed Luhanem – oboje czuli, że zbliżyli się do siebie bardziej, niż dotychczas.
Tej nocy – byli ze sobą bliżej, niżeli podczas stosunku, ponieważ ich dusze stały się jednością.
Mały Lay przestał płakać.

                                                    ***

            Nazajutrz postanowili odwiedzić grób rodziców Yixinga, gdyż oboje tego pragnęli. Lay przyznał się przed Luhanem, że dawno tam nie zaglądał.
            Stali przed kamiennym pochówkiem i w ciszy wpatrywali się w zdjęcia dawnych opiekunów bruneta. Lay ukląkł i położył dłonie na płycie, wpatrując się w zwiędłe kwiaty – które chwilę po tym Lulu wymienił na nowe, białe goździki.
- Mamo... Tato... nawet nie śmiem przepraszać, bo wiem, że nigdy mi nie wybaczycie. Nie przychodziłem tutaj, ponieważ jestem winien waszej śmierci. Już dawno przestałem być waszym synem, dlatego nawet nie powinienem się tak do was zwracać – spojrzał na Luhana, jednak ten tylko uśmiechnął się do niego, dodając mu otuchy. - Przyszedłem jedynie po to, by was zobaczyć i powiedzieć, że u mnie wszystko w porządku. Należę do wspaniałego zespołu, mam kochanych fanów oraz... miłość. Kocham go – Lay wskazał na Lulu, który jedynie ukląkł przy nim i splótł dłonie z jego własnymi. - Was też... kocham.
            


                                                   *** 

Odeszli, zostawiając za sobą jedynie małego i szczęśliwego chłopca – stojącego z misiem i uśmiechającego się do nich, chociaż oni wcale go nie widzieli.
Machał, lecz oni tego nie dostrzegli.
Wybaczył – jedynie to, wiedzieli.


                                           THE END



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chciałam podziękować wszystkim tym, którzy byli ze mną od początku, do końca. Na prawdę, jestem wam wdzięczna nie tylko za komentarze - ale i miłe słowa. To już koniec LayHana i smutno mi, jednakże wiem, że dzięki temu opowiadaniu będę pisać teraz tylko lepsze. Kiedyś trzeba napisać te pierwsze i je skończyć, prawda?
Mam nadzieję, że będziecie miło wspominać to opowiadanie i, że was nie zawiodłam. ; ) 
Do zobaczenia wkrótce. 

 

środa, 10 kwietnia 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 7


       ~ Mimo wszystko Cię kocham ~


          Samolot Krisa startował o dziewiątej rano, dlatego już teraz zdenerwowany chłopak siedział w poczekalni i przyglądał się zabieganym ludziom. W powietrzu panowała nerwowa atmosfera, a na lotnisku bez problemu można było wyczuć stres gnębiący prawie wszystkie osoby. Jedni ciągnęli swoje walizki, jakby nic w nich nie mieli, a inni targali je za sobą wkładając w to dużo siły. Niektórzy wyjeżdżali tylko na krótki okres czasu, jednakże on zamierzał wybyć z Chin na dłużej. Nie miał pojęcia, ile zabawi poza terenem państwa, ale był pewien swojej decyzji. Wiedział, że to co robi, wyjdzie na dobre mu, jak i reszcie jego przyjaciół.
          Krzesło, które zajmował ospale, nagle zaczęło wydawać mu się strasznie niewygodne. Monotonność czekania na lot zaczęła go strasznie nudzić, dlatego wyjął gazetę i przyglądał się najnowszym wiadomością. ''Nic ciekawego'' – pomyślał, jednakże kątem oka dostrzegł informację, która nim wstrząsnęła:

''Wu Yi Fan - lider najpopularniejszego chińskiego zespołu: EXO-M, odszedł bez słowa wyjaśnienia. Czyżby zespół, który w najbliższym czasie zdobył największe grono fanów rozpadł się?''

           Kris poczuł jak na jego ciele wyraźnie rysuję się gęsia skórka. Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że przecież ta cała ucieczka nie ujdzie ma na sucho. Wytwórnia, kumple i fani... będą ścigać go do upadłego. Kiedyś będzie musiał napisać do nich i porozmawiać z nimi tak, by przeprosić za to wszystko, jednak pragnął odwlec to w najdalszą przyszłość najbardziej jak potrafił.
- ''Lot do Chicago odlatuje za dziesięć minut na pasie drugim. Pasażerów prosimy o udanie się do miejsca przekazu bagażów, by osoby, które jeszcze ich nie oddały zrobiły to w najbliższym czasie''- usłyszał i wstał, po czym ruszył przed siebie do miejsca wskazanego przez kobietę za mikrofonem. W tej chwili dobiegł go głośny krzyk należący do osoby, którą z pewnością znał, jednak jak najprędzej pragnął o niej zapomnieć.
- Kris! - czarnowłosy wołał ile tylko miał sił, starając się by o uszy wielkoluda obił się chociażby dźwięk jego własnego imienia. W tej chwili wyższy odwrócił się i zobaczył Tao biegnącego do niego z zawrotną prędkością. Przestraszony natychmiastowo zamarł i tępo wpatrywał się w stronę z której za chwilę miał przybyć przyjaciel.
           Zanim się obejrzał, a ten był już przy nim i rzucił się niego z rozbiegu sprawiając, że lider
ubrany w długi płaszcz koloru kremowego przewrócił się na brudną posadzkę lotniska. Mało by brakowało, aby dwójka piosenkarzy rozbiła sobie głowę o zimną podłogę miejsca z którego Kris za dziesięć minut miał wybyć do innego kraju. Blondyn uniósłszy głowę zobaczył, że jego przyjaciel cały zapłakany przytula go najmocniej jak tylko potrafi, tym samym sprawiając, że braknie mu tchu. Próbował coś powiedzieć, jednakże szok spowodowany widokiem Tao odebrał mu głos zostawiając w gardle tylko i wyłącznie ogromną kluchę. Tak jak podejrzewał nie musiał długo czekać, ponieważ jego towarzysz natychmiast przejął inicjatywę i zalał go potokiem słów, które niemal z echem odbijały się o jego przytkane słuchawkami uszy.
- Choćbym za każdym razem miał podcinać sobie żyły tylko dlatego, że mnie odrzuciłeś, będę to robił. Choćbym miał płakać, jakbym podlewał kwiaty leżące na parapecie w naszym pokoju, będę to robił. Nie ważne czy jesteś heteroseksualny czy homoseksualny, ja.... Ja czekałem tutaj na ciebie dzień w dzień przez ten cały tydzień i nie zamierzałem się poddać. Już traciłem nadzieję, że kiedykolwiek cię ujrzę, ale udało się i po prostu mnie wsłuchaj – nie wierzył własnym oczom. Po tym wszystkim co zrobił... Po tym jak go chamsko potraktował, on nadal go kochał? Wydawało mu się, że zepsuł to uczucie na zawsze. Tak, jakby nigdy nie istniało. Chciał wyjechać, by zapomnieć i dać żyć mu w spokoju zdając sobie sprawę z tego, że jego decyzja jest bardzo samolubna. - Jeżeli miałbyś osobę, którą kochałbyś tak jak ja ciebie, zrobiłbyś to samo. Dlatego spróbuj mnie choć trochę zrozumieć. Wiem, że nie zmuszę cię do miłości, ale... Ja nie mogę bez ciebie żyć, przepraszam – wypowiadał wciąż płacząc.
           Yifan z wyraźnie namalowanym smutkiem na twarzy przyglądał się zrozpaczonemu Tao i nie miał zielonego pojęcia co zrobić. Wiedział to wszystko co jego przyjaciel przed chwilą powiedział. Wiedział jak to jest kochać kogoś ponad wszystko, dlatego nie dziwił się zachowaniu maknae. Tylko... Czy miał zaryzykować? Żyje się tylko raz, a podczas tego życia powinno się być zachłannym, i czerpać pozytywy z wszystkiego co nasz otacza.
           Bijąc się z myślami drżącą ręką dotknął zaczerwienionego policzka czarnowłosego i sięgnął ku jego ust, wpijając się w nie z nadzwyczajną siłą. Z siłą, której używał do tego, by ukryć swoje uczucie przed współlokatorem. Tak naprawdę... Kris kochał Tao. Kochał go od zawsze, a wtedy... tego feralnego wieczoru przestraszył się. Jeżeli ktoś długo ukrywa głęboką sympatię, którą darzy innego i nie spodziewa się, że po tak długim czasie usłyszy od niego ''TE'' słowa, panikuje. Przynajmniej tak było w przypadku lidera, który choć wydaje się być odważną i stanowczą osobą, w głębi serca jest tchórzliwym mężczyzną o charakterze godnym super bohatera.
           Opuchnięte od płaczu wargi Tao rozwarły się szeroko i pozostały tak do czasu, gdy Kris nie zabrał głosu. Wpatrywał się w przyjaciela bez słowa, jakby nagle stracił głos.
- Ja... Jestem strasznym egoistą. Kochałem cię od dawna i ukrywałem to przed tobą bojąc się, że ty mnie odrzucisz, a gdy wyznałeś mi miłość, zraniłem cię. Jak można tak postąpić? Jak można być tak durnym, by zranić osobę dla siebie ważną? - Yifan uronił łzę, co sprawiło, że Tao natychmiastowo nie pozwolił jej spaść i przytrzymał ją palcem na policzku lidera. - Nigdy nie wybaczę sobie tego, co zrobiłem – wypowiedział chwytając przyjaciela za rękę i spoglądając na rany, które nie potrzebowały już opatrunku. - Tak, jakbym zamienił swoją miłość w te blizny.
- Jeżeli miałbym otrzymywać twoją miłość poprzez rany na moim ciele, chcę tego. Marzę o tym, by być przez ciebie kochanym nawet w absurdalny sposób – wypowiadał jakby w amoku. - Nie ważne, że one zostaną na zawsze. Ja wiem, że z pociągnięciem ręki w mojej głowie rozbrzmiewały słowa ''Kocham cię Kris'' i tylko to się liczy.
           Nagle fakt, że całą tą scenę obserwowali wszyscy na lotnisku przestał być ważnym. Dwójka zakochanych wpatrywała się we własne oczy i tonęła w widoku swoich odbić w nich, ponieważ dostrzegali tylko siebie. Było to potwierdzeniem tego, że darzyli się niezwykłym uczuciem.

***

           W tym samym czasie zdenerwowany Lay biegał za Luhanem, który wyciągnął go na poszukiwania Tao. Wiedzieli, że właśnie tutaj go znajdą, gdyż nie pierwszy raz w tym tygodniu musieli paradować po lotnisku.
- Ja mu pokażę... Ile razy mam mu jeszcze biadolić o tym, że ma dać sobie spokój?! Kurde no, Kris jest kretynem i tyle, a on musi to zrozumieć – mówił zawiedziony Lulu. Wzrokiem przeczesał prawie całe pomieszczenie, jednakże nie był w stanie dostrzec maknae. Już zrezygnowany chciał wrócić do Yixinga, który zmachany czołgał się za nim, gdy w ostatniej chwili zauważył znajomą czapkę chłopaka.
- Aaaaaaaa! - krzyknął i ruszył w jego kierunku, jednak od razu dobiegł go złośliwy komentarz ze strony Lay'a.
- Luhan! Możesz przestać bawić się teraz w tarzana? Zwolnij, błagam – rzucił, jednakże starszy nie zwracał na niego uwagi i biegł do przyjaciela. W ułamku sekundy zatrzymał się i nie dowierzał własnym oczom. Z Tao był Kris, który nie dość, że miał ''przyjazną'' minę, to jeszcze oni... leżeli w objęciach.
           Blondyn potrząsnął głową, ale to wszystko nie zniknęło. Przybył jedynie Lay, który przytulił go od tyłu i położył głowę na jego ramieniu. Stali tak i wpatrywali się w obraz zakochanej pary ze zdziwieniem, jednakże w głębi duszy obojga zalała fala ulgi.
- Wierzysz, że od teraz wszystko będzie tak jak dawniej? - zapytał Luhan odwracając się do Yixinga i patrząc na niego nieokreślonym wzrokiem. Jakby... Jakby obawiał się, że to wszystko jest jedynie snem. Jakby jego kochany Lay miał tak po prostu zniknąć. Miał zniknąć tak, jak planował Kris.
Lay zauważył to i natychmiast upewnił Lulu co do swoich uczuć. Spojrzał a niego oczyma pełnymi miłości i przyciągnął do siebie. Ich usta złączyły się w pocałunku tak, jak teraz usta maknae i lidera pieściły się nawzajem.
- Nigdzie nie zamierzam odchodzić – mruknął mu do ucha i przyległ do szyi chłopaka chłonąc zapach perfum, który zwykł na nią wylewać. Obrzucił ją czułymi pocałunkami i przyległ do Luhana z całej siły.


Jeden zespół. Dwie nadzwyczajne miłości. 
Jedno lotnisko. Dwa pocałunki.




 

czwartek, 28 marca 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 6


       ~ Mimo wszystko Cię kocham ~

 


Aparatura wydawała odgłosy, które Tao zbudziwszy się, uznał za strasznie irytujące. Wiedział, że skoro otworzył oczy, jego plan nie powiódł się. Leżał i w kółko zadawał sobie jedno pytanie, tylko jedno: "' Dlaczego?". Dlaczego, gdy miał wreszcie spotkać się ze swoją mamą... zawiódł. Lampy, które świeciły bardzo jasno, raziły podkrążone oczy chińczyka sprawiając, że musiał je przymykać, gdy nagle usłyszał głos Luhana.
- Tao! Coś ty najlepszego chciał zrobić? Do łba ci strzeliło? Jak... jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć. Dlaczego o tym pomyślałeś. Wiem, że to co zobaczyłeś było... jednak to cię nie tłumaczy! Nie powinieneś... zapomnij o tym. Ty... kochasz Lay'a? Bo tak zrozumiałem. Nie oddam ci go i wiedz, że nie odpuszczę, jednak... nie musiałeś tego robić. Wszystko ułożyłoby się jakoś... - Lulu ani myślał przestać nawijać, dlatego ciemnowłosy postanowił mu przerwać.
- Luhan, cholera jasna! Nie kocham Yixinga i spuść parę! - wykrzyczał zachrypniętym głosem – tu nie chodzi o to co zobaczyłem. To... - zawahał się – to było szokujące, przyznaje. Ale ja nie kocham Lay'a i nic mi do waszego romansu.
Luhan poczuł jak przepełnia go żal i poczucie winy z powodu wybuchu w stronę maknae. Spuścił wzrok i trzymając ręce za plecami, razem z chłopakiem wsłuchiwał się w głuchą ciszę.
- A tak w ogóle gdzie jest twój kochaś? - usłyszał ze strony Tao, który próbował jakoś uratować obecną sytuację.
- A... co mówisz? A.... Lay, on poszedł po picie, ponieważ poczułem się spragniony. Długo tutaj leżałeś... baliśmy się o ciebie. - wypowiedział smutny i usiadł na krzesełku obok łóżka przyjaciela – powiesz mi co się stało?
- Co miało się niby stać? Nic się nie stało, nie bój nic. - kłamał jak z nut. Wszyscy w EXO wiedzieli, że maknae grupy chińskiej jest najlepszy w oszukiwaniu innych.
Luhan zdziwiony spojrzał się w stronę kolegi, który leżał teraz z zamkniętymi oczyma powstrzymując łzy.
- Ej... tak nie wolno. Mów Tao, ja nikomu tego nie przekażę. Zostanie między nami. - uśmiechnął się. - no.. może między nami i Lay'em, ale wiesz, że nie jestem w stanie nic przed nim ukryć.
Zitao pokiwał tylko głową przytakując i zdawał się zasnąć, jednak gdy Lulu wstał by wyjść, ten chwycił jego dłoń mocno zaciskając. Jasnowłosy zdziwiony spojrzał się na niego z przejęciem. Tak bardzo było mu go żal, ponieważ dużo przeszedł. Nikt nie wiedział o tym co mu się przytrafiło tak dobrze jak Lay, jednak wszyscy znali choćby rąbek tajemnicy, którą był owiany.
- Nie odchodź, chcę żebyś został. Wiem.... że mogę ci zaufać i nikomu nie powiesz. - wypowiedział ostrożnym tonem. - bo ja... ja muszę ci się do czegoś przyznać.
Lulu nieco zmieszany odwzajemnił uścisk i z powrotem zajął miejsce na krześle obitym w ciepłą podusię, by wygodnie się na nim siedziało.
- Mów śmiało, mnie możesz powiedzieć wszystko. - obdarował Pandę ciepłym uśmiechem i kładąc drugą rękę na brzuchu chłopaka pokazał, że nie ma czego się krępować.
- Bo ja.... kocham Krisa. - twarz przyjaciela spoważniała, ale Tao mówił dalej – i... ja powiedziałem mu to, jednak.... on mnie odrzucił i... i.... - łzy same zaczęły cisnąć się mu do oczu sprawiając, że wyrwał dłoń Luhanowi i zakrył powieki – pokłóciliśmy się ostro. On mnie nawet uderzył!
Starszy zrobił przestraszoną minę i zamilkł nie wiedząc co powiedzieć. Kris podniósł rękę na Tao? To przecież niemożliwe... przecież.... Luhan i Lay wiedzieli, prawie całe EXO wiedziało, że Yifan ma do niego słabość. Dlaczego to zrobił?
- On cię uderzył? Ale jak to, to przecież niemożliwe. Nie rozumiem... - ciągnął wstrząśnięty a maknae spoglądał na niego z zapytaniem w oczach.
- Co niemożliwe? Mówię prawdę. Krzyczał na mnie i mówił, że jest hetero i brzydzi się gejami. - Ja... nie mogłem nic zrobić. - odparł cichym głosem a Lulu objął go rękoma w momencie, gdy Lay wparował do sali.
- Tao? Czy... wszystko okej? - zapytał. Jednak jedyne co usłyszał, to pociągnięcie nosem chińczyka.
Z rękoma zajętymi napojami podszedł do dwójki i postawiwszy kubki na szafce, wzrokiem przekazał Luhanowi, że ktoś czeka po drugiej stronie drzwi. Blondyn zrozumiał intencje Yixinga i wypuściwszy młodszego z uścisku, razem z Lay'em powoli wycofali się wychodząc i wpuszczając tym samym niezapowiedzianego gościa.
Kris niepewnym krokiem wszedł i spojrzał na niego wzrokiem pełnym troski, której w tamtym koszmarnym momencie mu nie okazał. Jakby badając po twarzy Tao czy wszystko jest okej, zbliżył się do niego i przyglądał się ranom, które widniały na jego ręce. Zmarszczył brwi i zagryzł wargi. Nie był pewien co ma powiedzieć. Przepraszam? Czy takie zwyczajne przepraszam wystarczyłoby, by maknae mu wybaczył? Jeżeli takie proste słowo mające moc chwytania za serce starczyłoby... on wypowiedziałby je niemal od razu. Jednakże zaistniała sytuacja wymagała czegoś więcej, niż ''przepraszam''. Yifan chciał usiąść przy łóżku Tao, ale ten natychmiastowo odezwał się wybijając tym lidera z zamyślenia.
- Czy mogę wiedzieć, dlaczego tu przyszedłeś? - zapytał nawet nie spoglądając na niego. Ucieszył go jego widok, ale to przecież ON sprawił, że mało co nie pożegnał się ze wszystkimi.
- Ja... ja chciałem powiedzieć ci, że... - zawahał się, jednak doskonale wiedział co chce zrobić. Pragnął mu wszystko wytłumaczyć. Powiedzieć prawdę.
- Nie obchodzi mnie to. Masz stąd wyjść i to już! - krzyknął. Nie miał ochoty go widzieć, nawet jeżeli był dla niego niegdyś bliską osobą. Osobą, na której zależało mu najbardziej na świecie.
- Tao... posłuchaj mnie. To wszystko było takie... wstrząsające, ale ja.... - te wszystkie słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Jakby wcale nie chciały, by się dowiedział. Kris patrzał na niego błagalnym wzrokiem, jednakże chłopak ani razu na niego nie spojrzał.
- Idź... proszę. Spotkamy się w najbliższym czasie na treningu... nie psujmy naszej zgranej paczki. Ja dam ci spokój jak chciałeś... ale nie rozbijajmy EXO-M. To będzie najlepsze co w tej chwili możemy zrobić. - usłyszał od przyjaciela.
- Ale.... - próbował protestu, jednak na nic.
- Żadne ale! Masz stąd wyjść i to już! Natychmiast! Wynoś się! - krzyk Tao był niczym ostrza wbijające się prosto w serce. Jakby wiecznie naostrzone czekały, kiedy tylko będą mogły zanurzyć się w kimś i zadać ból. Ból tak ogromny, że aż rozrywający pierś przeszywającym uczuciem. Yifan zauważywszy, że nic nie wskóra, odszedł. Obrócił się i wyszedł. Tak po prostu. 

Nie podejmował walki z maknae, ponieważ nie chciał sprawiać mu większej przykrości. Nigdy nie wybaczy mu tego co zrobił. Zachował się jak największy drań nie mający serca i nie liczący się z uczuciami innych. A przecież... przecież kochał ich wspólne chwile. Te, które były tak beztroskie, że śmiali się wniebogłosy żartując z siebie nawzajem. Tak dobrze się dogadywali... a Yifan to zepsuł. Sprawił, że rozpłynęło się w powietrzu niczym największa i najpiękniejsza bańka mydlana, jaką kiedykolwiek udało mu się zrobić. Przeminęło tak jak odrobinki płynu opadające w dół od miejsca rozpryśnięcia. Tao towarzyszyła tylko cisza kojąca stan zdenerwowania, w którym właśnie trwał.




Spędziwszy dzień w szpitalu, wyszedł razem z resztą EXO. Grupa Koreańska usłyszawszy o całym zdarzeniu przyjechała do Chin, by wspierać nie tylko biednego maknae, ale również wszystkich, ponieważ powietrze zanosiło się nerwową atmosferą. Jedynie Luhan i Lay wydawali dogadywać się lepiej, niż kiedykolwiek. Śmiali się... wygłupiali... rozmawiali... a to wszystko bez niepotrzebnych kłótni, w które ich znajomość uwikłana była od samego początku. Kto wie, może to wszystko zbliżyło ich do siebie bardziej? Jednak najważniejsze było to, że Tao chociaż przeżył próbę samobójczą, nie dawał po sobie tego poznać. W sercu skrywał ogromny smutek spowodowany stratą miłości, ale również bólem... Na twarzy ku zaskoczeniu wszystkich widniał uśmiech, który budził niemałe kontrowersje. Udawany, ale był. Czyżby wrócił do swoich starych zwyczajów i postanowił udawać, że nic się nie stało?

Padł pomysł na zrobienie ogniska. Suho wraz z Kyungsoo szwendali się po kuchni przegotowując jedzenie a reszta załatwiała drewno na opał. Xiu Min z Chenem poszli poszukać ławek, które mogliby ustawić w kółku wokół paleniska a Luhan biegał za Yixingiem z kijem od kiełbasek i straszył go, że wydłubie mu nim oczy, ponieważ ten znowu żartował z niego i jego robaczków zboków, które rzekomo posiadał. Może nie tyle co posiadał... a miał w pokoju.
Baekhyun wydzierał się na cały ogródek, ponieważ Chanyeol znowu nabrał ochoty na łaskotanie go. Kai ułożył się na leżaku, który wyniósł z szopki i nie zwracał na nikogo uwagi a reszta po prostu kręciła się obok.Tao z zaangażowaniem pytał się ''kucharek'' w czym pomóc a Kris... 
Krisa nie było.
Była tylko karteczka, która nieodkryta przez nikogo leżała samotnie pod pościelą lidera.



''Przepraszam, że przeze mnie blizny na Twojej ręce codziennie będą przypominać ci o tym,
że istnieje taka osoba jak ja. 
Osoba, która nie zasługuje na to by żyć.
Wiem, że Cię zraniłem i nie byłem w stanie nawet przeprosić.
Wyjeżdżam. Jestem pewien, że znajdziecie lepszego lidera.
Jest mi przykro, że tak to się skończyło.
Jednak wtedy w szpitalu...
chciałem powiedzieć Ci prawdę.
Teraz to nie ma znaczenia, 
ponieważ wtedy dla Ciebie również nie miało.
I nie dziwię się. Tylko... jeżeli mógłbym...
jeżeli miałbym prawo do tego, by marzyć...
i jeżeli pozwoliłbyś mi...
marzyłbym o Tobie.


Również to chciałem Ci powiedzieć.
Powiedzieć, że znikam.
Wu Yi Fan
największy kretyn na świecie.''





piątek, 22 marca 2013

Small Panda - My Dear Treasure

 
    ~ Small Panda - My Dear Treasure ~


Rodzaj - One shot 
Długość - 522 wyrazów 
Pairing -  XiuHan
Gatunek - Romance
Rating - G

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Promienie słońca jakby swoją złocistą postawą sprawiały, że jego ciało mieniło się niczym miliony małych diamencików utkwionych w bladej cerze, jak u porcelanowej lalki bez wyrazu, tkwiącej w swojej wiecznie młodej posturze. Kusząc obserwatorów pięknem nieskazitelnym, nieulotnym i wiecznym na zawsze poprzez urok, który rzuciwszy na mnie sprawił, iż poczułem, że jest tym jedynym. A wystarczyło przecież, by nasze oczy się spotkały. Tym jednym zabiegiem sprawił, że zapragnąłem być przy nim, blisko niego. Muskać każdy centymetr ciała lekko rozchylonymi wargami i delikatnie nawilżać je językiem, by sprawić mu przyjemność o jakiej skrycie marzył w swojej podświadomości.



Jednak on mnie nie znał, oraz ja nie znałem jego. Problemem jaki tkwił we mnie, była zdolność do miłości od pierwszego wejrzenia, dlatego żadnej, która zaowocowała w ten sposób nie zwykłem traktować poważnie, do tego czasu.



Do czasu, gdy on podszedł do mnie i nieśmiałym wzrokiem błądził po mojej twarzy tylko dlatego, bo pragnął zapytać w którą stronę powinien się udać, gdyż zabłądził. A ja... Patrząc na niego zdałem sobie sprawę z tego, że tym razem nie odpuszczę. Tym razem nie pozwolę, by szansa na lepsze jutro przeminęła niczym najbardziej interesująca reklama w telewizji, jaka zdarza się raz na milion lat, ponieważ wszystkie, to tylko i wyłącznie naciąganie widzów swoją jakże wykreowaną idealnością.



Spojrzałem w jego piękne brązowe oczy i utonąłem pod ciężarem piękna, jakie za sobą niosły sprawiając, że pragnąłem patrzeć w nie bez końca. Te włosy... Brązowe okalające dosyć pulchną twarz, jednakże idealnie komponujące się z jego perfekcyjną skórą i zdrowymi rumieńcami na policzkach. Stojąc przede mną wywoływał wrażenie, jakby w tym całym koktajlu kolorów malujących się w krajobrazie za nami, on był tym jednym najważniejszym składnikiem, bez którego napój straciłby smak.



Most zdawał się bujać, próbując uciec od tak pięknej istoty, a powodem była niemożliwość wytrzymania presji, jaką wywierała. Jednakże owa postać wyglądała, jakby nie zajmowała nic w przestrzeni nas otaczającej, ponieważ była nią. On był wszystkim co w tej chwili byłem w stanie dostrzec, ponieważ przesłonił moje oczy niczym marzenie goszczące w sercu od dawien dawna, otulone ciepłem piersi, która chroniła je przed złem wszelkim.



Czas płynął tak szybko, jednak w moim mniemaniu od chwili, gdy owiał mnie swoim anielskim głosem minęła sekunda. W rzeczywistości nie potrafiłbym powiedzieć, jak długo podziwiałem jego osobę. Zniknął zanim zdążyłem mrugnąć, a ja... Stojąc i wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał, zatęskniłem za jego widokiem kojącym moje przewrażliwione oczy od nadzwyczaj upalnej pogody panującej dookoła.



Pełen determinacji szukałem jakiegokolwiek potwierdzenia, że owy człowiek był prawdziwy, dlatego przystanąłem przy barierce wypatrując go na niebie sądząc, że jak nie tam, to nigdzie indziej nie mógłbym go znaleźć. Stopą napotkałem breloczek leżący na skraju przepaści, ciemnej otchłani prowadzącej w gąszcz koron drzew barwy zielonej i w ułamku sekundy, w ostatniej chwili pochwyciłem skarb, jaki dany mi było kiedykolwiek dotknąć.



Był nim mały pluszak pandy wyglądający równie idealnie jak on, moja miłości.
Jedyna najprawdziwsza, którą zapragnąłem zatrzymać przy sobie, ale odeszła.
Zostawiła mi jedynie ten breloczek, ten skarb... który przytuliwszy do policzka sprawił,
że moje ciało owiało przyjemne uczucie bliskości.
Bliskości jakiej jeszcze nigdy nie zaznałem,
choć pragnąłem z całych sił.
Będę kochać cię na zawsze, właścicielu małej pandy.




środa, 13 marca 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 5

        
       ~ Mimo wszystko Cię kocham ~


 
Czuł nacisk ust Luhana, który coraz mocniej i łapczywiej wpajał się w rozchylone wargi Yixinga. Na całym ciele przechodziły go dreszcze spowodowane bliskością chłopaka na którym nadzwyczaj mocno mu zależało. Gdy tylko Lulu odsunął się od zesztywniałego Lay'a, co było spowodowane szokiem, stanął przed nim z zamkniętymi oczyma. Twarz przyjaciela znajdowała się dosłownie kilka centymetrów od jego. Usta... ,które przed chwilą całowały go, trwały teraz zamknięte i opuchnięte.

Yixing nie miał pojęcia co powiedzieć. Czy teraz, właśnie w tej chwili powinien zrzucić maskę, którą przybierał każdego dnia po to, by nikt nie zbliżył się do niego dostatecznie blisko?

- L... Lay.... - zaczął Luhan ,który bardzo wyraźnie trząsł się ze zdenerwowania. - P..p.... powiedz coś. - wydukał przez zaciśnięte zęby nadal z opuszczonymi powiekami.

Chłopak miał właśnie jedyną niepowtarzalną okazję na to, by jak najdokładniej przyjrzeć się twarzy towarzysza. Blond kosmyki włosów otulały jego czoło leżąc niedbale, a zaróżowione policzki sprawiały, że Lay miał ochotę objąć je dłońmi. Tak bardzo... były piękne. Tak bardzo... pragnął go. Zawsze zmuszony był z boku obserwować starszego jednak... nigdy przed samym sobą nie ukrywał pragnienia bliższych stosunków.

Poczuł, że nie musi się już więcej chować. Luhan lubił go... bardziej. Lubił go tak, jak pragnął by go lubił. Bez zastanowienia postanowił ponownie sięgnąć jego ust. Niepewnie wykonał chwiejny ruch w stronę kuszących warg Lulu a gdy tylko je dotknął, chłopak ze zdziwienia otworzył szeroko oczy. Teraz to Lay go całował. Marzenie obojga... ziściło się, bowiem dzień w dzień zamęczani nurtującym pytaniem o uczucia swojej drugiej połówki, wreszcie uzyskali odpowiedź.

Luhan wplótł dłonie w ciemne włosy przyjaciela i mocniej przyparł go do ściany. Mimowolnie zaczął ocierać się o nadal spięte ciało Yixinga, który po krótkiej chwili rozluźnił się i wszelkie bariery pomiędzy nimi zostały przełamane.

Chłopak dzielnie znosił poczynania Lulu mimo że to wszystko było dla niego nowością. Nigdy tak dobrze nie czuł się z... chłopakiem.

Pełen determinacji postanowił odwrócić role i to teraz blondyn został pozbawiony ucieczki. Nie mogli jednak pozbyć się przeczucia, że jeżeli nie skryją się w pokoju Lay'a, całą tą sytuację odkryje jeden z członków zespołu. Luhan błądząc ręką za sobą napotkał klamkę i szybko nacisnął ją sprawiając, że polecieli z hukiem na podłogę. Lay znajdował się na drobnym ciele Lulu, który wpatrywał się w niego oczyma pełnymi miłości. Gdyby wiedział co tak naprawdę do niego czuje... wtedy nigdy nie wyrządziłby tyle krzywdy temu biednemu chłopakowi. Ponownie złączył się z nim w pocałunku i rękoma obejmował pośladki starszego. Luhan nie mógł... nie potrafił przestać. Czuł w sobie pragnienie... niezwyciężalne pragnienie. Sięgnąwszy dłońmi do koszulki chłopaka, szybkim ruchem zdjął ją z klatki piersiowej, pokazując tym Yixingowi to czego pragnie. Chłopak nie protestował, lecz jeszcze bardziej przyłożył się do pocałunków, którymi obdarowywał Lulu. Poszedł w ślady kochanka i to samo zrobił z nim. Obojgu bardzo podobał się widok ich półnagich ciał. Lay bez wahania szarpnął za pasek od spodni Lulu i w mgnieniu oka pozbył się kolejnej części garderoby chłopaka. Blondyn, który leżał pod nim zrobił dosłownie to samo.

- Luhan... ja chcę żebyś wiedział, że... - wysapał w przerwach od namiętnych pocałunków jednak nie mógł dokończyć, ponieważ Lulu natychmiastowo odparł :

- Nie... ja nie chcę wiedzieć. Chcę, żebyś kochał się ze mną, ponieważ zawsze o tym marzyłem. Zawsze gdy byłem blisko wyobrażałem sobie, że pod ubraniami znajduje się twoje piękne... wyrzeźbione ciało i błagam, nie każ mi więcej czekać bo zwariuję.

Nie musiał dwa razy powtarzać, gdyż Lay zdjął z Luhana bieliznę, którą rzucił niedbale w inne miejsce. Zjeżdżając ręką po nagim torsie Lulu niczym wodospad opadający w dół, dotarł do przyrodzenia chłopaka i zaczął robić mu dobrze. Jęki starszego obijały się o jego uszy niczym ulubiona piosenka. Mógłby słuchać ich bez końca. W tym samym czasie, gdy Yixing skupiał się na uszczęśliwianiu kochanka, Luhan z podniecenia strasznie drapał jego plecy. Jednak to nic, dlatego, że ból tylko podsycał podniecenie i nakręcał Lay'a.

- Jaa..aaa....- sapał starszy wokalista – aaa... ja zaraz.... - rękę Yixinga wypełniło ciepłe nasienie Luhana, który leżał teraz na podłodze z odchyloną głową w tył, ciężko dysząc.

- Może trochę zaboleć. - usłyszał, jednak nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ jednym ruchem Lay wszedł w niego powodując przy tym piekielne uczucie rozrywania od środka. Luhan wydał z siebie przerażająco głośny jęk, który z pewnością usłyszeli wszyscy w dormie. Dwójka jednak nie przejmowała się zaistniałą sytuacją i skupiała na gwałtownych ruchach Yixinga, który nie śmiał nawet ukrywać tego, jak bardzo cieszy się, że Luhan czuje go całym ciałem. Wchodząc do granic możliwości sam powodował u siebie nieopanowane odgłosy.

- XingXing …. ko... kocham cię! - wypowiedział w stanie letargu tym samym robiąc kolejne zadrapanie na plecach Lay'a. Z całych sił przyciskali się do siebie i czuli swoje ciała każdym milimetrem skóry. Yixing jednak nie wytrzymał zbyt długo i chwilę po wyznaniu chłopaka doszedł . Ciało Luhana wygięło się od przyjemnego uczucia towarzyszącemu wcześniejszemu zajściu. Leżeli teraz rozgrzani i cali spoceni na sobie a Lay, który głowę opierał tuż pod podbródkiem chłopaka, cicho wysapał: "Ja ciebie też lulu". Poczuł na głowie delikatne ruchy Luhana, który swoimi gładkimi dłońmi gładził jego włosy. Tej nocy wszystko było takie piękne i magiczne. Dwie osoby, które przez długi czas ukrywały swoje prawdziwe uczucia, wreszcie połączyły się. Są teraz jednym tak jak pragnęły. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wszedł. Gdyby nie wparował jak poparzony do pokoju. Gdyby tego nie zobaczył...





                                                           ***



- Kris, ale ja....! Ja naprawdę... - wypowiadał ze łzami w oczach – ja naprawdę cię kocham wariacie! Zrozum to wreszcie! - zdesperowany Tao podbiegł do lidera, jednak spotkał się z odtrąceniem. Yifan z całej siły odepchnął go na bok powodując tym, że maknae stracił równowagę i upadł.

- Zostaw mnie do jasnej cholery! Czy ty rozumiesz, że ja nic do ciebie nie czuję? Poza tym jestem hetero! Przeliterować?! H e t e r o s e k s u a l n y.

Tao cały obolały podniósł się by chwycić go za rękę, jednak Kris już zniknął. Tak jak stał przed nim... tak teraz go nie było. Pełen rozpaczy podreptał do pokoju Lay'a, ponieważ wiedział, że na niego zawsze może liczyć. Nie ważne, że dowie się, iż woli mężczyzn.

Jednak to co zastał w pokoju było nie tyle szokiem, a strasznym bólem w sercu. Ponieważ jego przyjaciel znalazł miłość taką, jaką on pragnął znaleźć.



- L...Lay? Lu...Lu... han? Co wy... - wypowiedział drżącym głosem i dostrzegł, że dwójka podnosi się gwałtownie by wyjaśnić.. jednak... Tao nie miał ochoty na wyjaśnienia. Zerwał się i uciekł do siebie, gdzie mógł pobyć sam. Krisa zapewne nie było... i dobrze. Ponieważ nie chciał go widzieć... już nigdy więcej.







Tao biegł jak najszybciej tylko potrafił, by w rozpędzie wpaść hukiem do pokoju. Ręką mokrą od łez, które wycierał przegubem dłoni zamknął drzwi na klucz i opadł na panele zsuwając się plecami w dól po ich strukturze. Już nic się dla niego nie liczyło, ponieważ gdy wreszcie zebrał w sobie tyle odwagi, by wyznać przyjacielowi najszczerszą prawdę, on.... on tak po prostu go odtrącił z wyraźnym obrzydzeniem w oczach a przecież tak długo się na to przygotowywał. Wreszcie poczuł, że jest w stanie to zrobić, jednak przegrał. Przegrał miłość.

Wiedział, że to koniec, ponieważ Kris zapewne już nigdy na niego nie spojrzy. Przecież w takim stanie rzeczy zespól nie będzie ze sobą sprawnie współpracował a nie może dopuścić do tego, by... by kariera jego ukochanego się zepsuła. Grupa na pewno się jakoś pozbiera, gdy tylko on zniknie. Lay ma Luhana do którego się najwyraźniej ostatnimi czasy bardzo zbliżył. Xiu Min zapewne jak zwykle spędzałby czas z Chen'em, który nikogo nie widzi poza nim a Tao... a on... byłby całkiem sam. Samotny wśród sześciu osób, które powinny się wspierać, rozumieć i znać jak najlepiej. Te sześć osób kiedyś takie właśnie było.

Kiedyś.



Tao doskonale pamiętał ciemne strony swojego dzieciństwa i przepłakane noce, które spędził w kącie podczas gdy jego ojciec już któryś raz zmuszał jego matkę do seksu za ścianą obok. A on to wszystko słyszał. Słyszał bluzgi kierowane w stronę osoby, którą kochał. Słyszał jak jego ojciec drze się wniebogłosy, ponieważ tak bardzo rajcował go widok bezbronnej i posiniaczonej rodzicielki Tao. A rankiem... rankiem szedł do kuchni i widział ją wiecznie uśmiechniętą, która z miłością w oczach podawała mu grzankę na śniadanie i z przejęciem mówiła, by ubrał się bardzo ciepło do szkoły, ponieważ na dworze jest brzydka pogoda. Jednak na jej twarzy widniały siniaki... fioletowe siniaki... czasami brązowe. Ojciec był skłonny nawet przyjść w ten samej chwili i zepsuć tą piękną scenkę uderzając ją ze słowami ''i co się cieszysz dziwko? Po cholerę go urodziłaś.... kolejna gęba do karmienia''.

Taki oto obraz dzieciństwa oglądał dzień w dzień dopóki jego ojciec nie zapił się na śmierć gdzieś w rowie. Pamięta ten dzień doskonale, ponieważ był jednym z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Podbiegł do płaczącej mamy i powiedział ''mamusiu to koniec? Już nie będziesz miała posiniaczonej twarzy, prawda? Nie płacz, to dobrze.'' Niestety wiecznym śladem, który ten sadysta pozostawił były... sińce pod oczami od nadmiernego wylewania łez. Tao był wtedy mały... nie rozumiał zbyt wiele. Jednak rozumiał ból na twarzy osoby, która się nim opiekowała.



Tao po prostu nie chce cierpieć. Nie chce, ponieważ wszelki ból kojarzy mu się z tym wszystkim co przeszedł. To dlatego zaczął trenować sztuki walki. Chciał umieć się bronić... chciał... chciał umieć obronić swoją mamę. Chciał móc powiedzieć ''mamo, jeżeli jeszcze raz ktoś cię uderzy, ja uderzę jego''. Niestety... nie obronił jej.

Mama Tao zmarła rok temu w wypadku potrącona przez samochód. Zginęła przez bezmyślność kierowcy... a jej syna nie było w pobliżu. Nawet gdyby był... pięściami nic by nie zdziałał.



Gdzie to jest. Gdzie to jest. - myślał chłopak, który panicznie rozglądał się po pokoju w różne strony, jakby próbował tym sprawić, że to co szuka nagle ukaże miejsce w którym się znajduje. Podniósł się i ruszył w kierunku szafki nocnej. Wyjął z niej pudełko, które owinięte było chustą we wzorki jego mamy i otworzył je. Na pierwszy rzut oka widać było zdjęcie kobiety, która stała uśmiechnięta a rękę trzymała na ramieniu młodszego chłopca, którym był Tao.

Maknae załkał.

- Mamo.... - wypowiadał przez łzy – on miał rację, ja... ja jestem nikim. Jestem zwyczajnym darmozjadem, który... nie daje nic z siebie. Nawet nie wiesz ile bym dał, by cofnąć się do momentu, gdy wpadłaś pod samochód i... i po prostu …. - zaciskał zęby na wargach, które całe poczerwieniały – po prostu zamienić się z tobą miejscami.

Wolną ręka wyjął coś z drugiego dna skrytki a była to... żyletka.

- Pamiętasz ją? - powiedział obracając nią przed oczyma, raniąc tym samym swoje opuszki palców – dał mi ją. Wtedy... dał mi ją i powiedział, żebym zniknął, ponieważ nie chce na mnie patrzeć. Ponieważ mnie nie kocha. - kontynuował ze smutkiem – ja zrobię to. Zniknę. Mamo... czekałaś na mnie? - po czym odłożył fotografię na podłogę i opierając się o łóżko szybkim ruchem przejechał nią po dłoni. Chwilę potem ze szranki zaczęła sączyć się krew, która mimowolnie spływała po jego ręce mknąc ku dołowi.

- K.... Kri.... Kris.... ja.... ja nnie... nie jestem... he..... - nie dokończył, ponieważ jego oczy przysłoniła ciemność.





W tym samym czasie do pokoju zaczął dobijać się Luhan z Lay'em, którzy po dosłownie ułamku sekundy wparowali do niego, ponieważ okazało się, że Tao jednak nie zamknął drzwi. A ostatnią rzeczą, którą pamiętał było:

- Tao ! Tao ! Japierdole... nie... nie stary nie! Ty nie możesz! Kurwa mać, Luhan! Dzwoń po karetkę!

niedziela, 17 lutego 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 4


~ Mimo wszystko Cię kocham ~





   - J...ak to najgorszym? Co ty mówisz? - Lay na sam fakt, że był nieprzytomny przez pięć godzin wzdrygał się.
   - Upadłeś na treningu a twoja rana na głowie – powiedział wskazując na nowy opatrunek – znowu zaczęła krwawić. To nie zwyczajne skaleczenie Yixing. Przepraszam, to przeze mnie. - odpowiedział przybity Luhan.
   Chłopak wiedział, że w szpitalu będzie zmuszony spędzić jeszcze trochę czasu na obserwacji. Słyszał jak jego przyjaciel nerwowo oddycha. Rozejrzał się po sali ale nie znalazł niczego ciekawego, na czym mógłby zawiesić wzrok. Spojrzał w kierunku Lulu, który widać, że płakał.
   - Byłeś tutaj cały czas? - zapytał.
   - Oczywiście, jak mógłbym cię tutaj zostawić? To moja wina, dlatego musiałem dotrzymać ci towarzystwa. - smętnym wzrokiem powędrował po osobie Luhana.
   Miał na sobie te same rzeczy w które był ubrany podczas treningu. Luźna, wyciągnięta bluzka ukazująca jego obojczyki. Bluza w kratkę oraz szare dresy. Faktycznie, był przy nim cały ten czas. Nawet się nie przebrał, chociaż kto w takiej chwili przejmowałby się tym drobiazgiem?

   - Nie przejmuj się, to nie przez ciebie. Po prostu... pewien uraz z dzieciństwa daje się we znaki.
   - Nie! Nawet nie próbuj zaprzeczać. Moja i koniec dlatego chcę ci to jakoś wynagrodzić. Jak już cię wypuszczą i powiedzą, że zagrożenie minęło... - kontynuował Luhan – spędź ze mną jeden dzień!
   - Jeden dzień...że co? Miałbym zdać się na dwadzieścia cztery godziny na twoją chorą wyobraźnię? Nie wiem co przyjdzie ci do głowy.
   Lay'a zaskoczył pomysł przyjaciela. Nie chciał by ten się obwiniał a, co najważniejsze, jakoś mu to wynagradzał. Stało się, trudno.
   - O przepraszam... moją chorą wyobraźnię? To tylko jeden dzień, zgódź się. Co ci szkodzi? - Zawsze się kłócimy... może przez to nasze stosunki się polepszą? - odparł przyjaźnie Lulu.
   Yixing na samą myśl, że byłaby okazja zbliżyć się do siebie... zaczął bardziej rozważać propozycję chłopaka. Przecież jeden dzień go nie zbawi, prawda? Jeżeli pokonają barierę i razem zajmą się jego robakami, to czemu nie?
   - Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Obiecaj, że wrócę cały i zdrowy. - powiedział nieco weselej.
   - Masz to jak w banku! - Luhan wyszczerzył się w uśmiechu od ucha do ucha.
   Oboje tak bardzo nie mogli się doczekać.


   Po tym jak Lay zgodził się na spędzenie dnia, chociaż jak wolał mówić Yixing ,,dwudziestu czterech godzin'' z Luhanem, rozmawiali w spokoju. Pielęgniarka oznajmiła, że jeżeli jego stan będzie prawidłowy tak jak teraz, wypuszczą go w najbliższym czasie.
   Minęły dwie godziny a zdrowiu chłopaka nic nie zagrażało, dlatego teraz przygotowywali się do wyjścia. Lay przebrał się z powrotem w ubrania z treningu a Luhan zarzucił na siebie skórzaną kurtkę. Zmierzali teraz podłużnym korytarzem przez hol do wyjścia. Gdy przekroczyli próg głównych drzwi, ich skórę owiał zimny powiew wiatru, który pachniał nadchodzącą nocą. Podczas pobytu chłopaka w szpitalu na dworze ściemniło się. Miejskie lampy świeciły nad ich głowami gdy tak spacerowali powoli chodnikiem. W powietrzu można było wyczuć, że zbliża się na deszcz, toteż przyśpieszyli. Słychać było ich niespokojne kroki, które stawiali pośpiesznie na nierówno ułożonych kamieniach. Znajdowali się właśnie w parku przez który byli zmuszeni przejść by dotrzeć na przystanek. Niestety nikt nie mógł ich odebrać, dlatego wracali na piechotę. Można by rzec, że to bardzo nieodpowiedzialne zostawiać na pastwę losu biednego Yixinga z nieogarniętym Luhanem.
   - Dobrze się czujesz? - zapytał Lulu, który ukradkiem zerknął na niego.
   - Tak, zawroty głowy minęły. - Lay odparł mu mimowolnie.
   - Jak tylko dotrzemy na miejsce radziłbym, żebyś się położył i niczym nie przejmował. – usłyszał odpowiedź.
   Yixing tylko skinął głową po czym kontynuowali powrót w milczeniu.


   Wróciwszy nocnym busem do domu zdjęli ubrania wierzchnie i ruszyli w kierunku swoich pokoi.
   - Tylko pamiętaj, że jutro to ja dysponuję twoim czasem. - dobiegło go zza pleców, ale nie miał siły by cokolwiek odpowiedzieć.
   Wszedł do swojego kąta i przekręcił klucz w drzwiach. Zdjął z siebie przepocone ubrania i poczłapał po pidżamę, która znajdowała się parę kroków w lewo w komodzie. Nie miał siły nawet się umyć, po prostu marzył by jak najszybciej udać się do krainy snów.
   Gdy tylko narzucił na siebie to co przed chwilą było ładnie poskładanym stosikiem, usiadł na łóżku i wszedł pod kołdrę przykrywając się nią. Przymknął powieki i natychmiastowo ukazała mu się wizja jutrzejszego dnia. Czy powinien się go obawiać? Co takiego wymyśli Luhan? Na to pytanie niestety nie był w stanie sobie odpowiedzieć, po czym w myślach odgonił wszelkie myśli przeszkadzające mu w zaśnięciu i odpłynął.


   Nazajutrz jak zwykle obudziły go promienie słońca przedzierające się przez żaluzje wiszące na oknie. Lay najpierw otworzywszy jedno oko, następnie drugie, zaczął mimowolnie przecierać posklejane powieki. Tak bardzo był wczoraj zmęczony, że zapomniał nastawić budzik. Zapewne znowu wstał o nieludzkiej porze.
   Poderwał się i rzuciwszy okiem na zegarek w telefonie stwierdził, że jednak jego wrażenie było mylne. Na wyświetlaczu pokazana była godzina 9:54, dlatego bardzo się zdziwił. On, wielki śpioch wstał tak wcześnie z własnej woli? No może nie własnej, ale jego zegara biologicznego. Możliwe, że śniły mu się jakieś koszmary, które zapomniał chwilę przed obudzeniem.
   Podniósł się z łóżka i ubierając papcie, poczłapał szurając do łazienki. Gdy już wydostał się z pokoju i szedł korytarzem, który był z lekka ciemny zauważył, że reszta śpi. W końcu jest wolne, więc kto normalny wstaje około dziesiątej rano? Z wyjątkiem Zitao... oczywiście.
   - Ej, ty! - usłyszał i gdy się odwrócił, dostrzegł śpiącego Luhana. - Musisz tak szurać po podłodze tymi kapciami? Dość, że wyglądają pedalsko to jeszcze przeszkadzają. Rażą mnie w oczy.
   - Nikt nie każe ci patrzeć na moje kapcie a zresztą odwal się. Mam dzisiaj spędzić z tobą dwadzieścia cztery godziny, więc bądź z łaski swojej miły. - zmroził wzrokiem przyjaciela.
   - Przecież jestem miły. - zaśmiał się. - Udaje tylko ciebie. - po czym wytknął żartobliwie język w stronę Yixinga i zniknął.
Co ja z nim mam... - pomyślał.
   Wszedł do łazienki i zdjął z siebie pidżamę. Zrobił duży krok w kierunku prysznica i gdy tylko znalazł się w środku, odkręcił kurek. Lał bardzo ciepłą wodę przez co szkło od kabiny strasznie zaparowało. Skończywszy krótką kąpiel ubrał się z powrotem w rzeczy, w których przyszedł zmieniając tylko bieliznę. Udał się do pokoju i zaczął przeglądać szafę. Narzucił na siebie czerwone rurki, czarną bluzkę prezentującą jego obojczyki, a całość dopełnił białymi Conversami i naszyjnikiem.
   Gdy był już gotowy udał się do pokoju Luhana. Stanąwszy przed drzwiami uniósł dłoń i zapukał. Nikt nie otwierał... więc zapukał jeszcze raz. Znowu cisza...
   Yixing dostał napadu agresji i zaczął walić nerwowo z całej siły w drzwi. Miał szczęście bo tym razem udało się.
   - Jezu... nie dobijaj się. Mówiłem, że chwilę. - odparł Lulu.
   - Nie słyszałem. - powiedział zmieszany Lay, który próbował ukryć zakłopotanie.
   Wszedł za chłopakiem do jego pokoju po czym rzuciwszy na niego okiem zobaczył, że zdejmuje bluzkę. Podziwiał właśnie jego piękne ciało od tyłu, ograniczając się tylko do widoku pleców.
   Gotowy Luhan klepnął w ramię Yixinga dając tym samym znak, że mogą wychodzić.
   - Masz tu bilet. - wyciągnął dłoń i wręczył je przyjacielowi.
Lay zerknął na świstek, który wręczył mu chłopak i ujrzał nazwę pobliskiego kina.
   - Idziemy na film? - zapytał zaciekawiony.
   - Tak, to film przygodowy. Trochę strzelanki i adrenaliny w jakiejś tam historii. Lepsza niż horror i romans co nie? - uśmiechnął się.
   - Tak. - odparł przyjaźnie ciesząc się, że pomyślał o jego niestrawności obu gatunków.


   Wchodząc do sali w której zgasły już światła, udali się na swoje miejsce. Właśnie trwały reklamy a na sam film przyszło niewiele osób. W sumie można by rzec, że oprócz nich były jeszcze trzy siedzące daleko. Usiedli i położyli na środek popcorn po czym z zaciekawieniem patrzeli na mijające obrazy. Pięć minut później zaczął się film i teraz oboje w ciszy obserwowali akcję. Nie działo się nic wartego uwagi. Okazało się, że to wcale nie był film akcji a jakiś denny romans bo Luhan pomylił tytuły i byli zmuszeni wpatrywać się w całującą się parę.
   Mimo, że czas strasznie się dłużył, seans skończył się zaskakująco szybko.
   - Ja... naprawdę przepraszam. Pomyliłem bilety, sale...wszystko. - powiedział smutny Lulu. - Ale teraz cię nie zawiodę! Mamy jeszcze dużo czasu.
   - No ja mam nadzieję, w końcu to dwadzieścia cztery godziny... - odpowiedział, ale chłopak mu przerwał.
   - Nosz kurde skończ z tymi dwudziestoma czterema godzinami. - wybuchł po czym zaczął się śmiać nerwowo, gdy zauważył, że Lay wpatruje się w niego bez wyrazu. - Idziemy na lody!
   - Lody? Znasz jakieś fajne miejsce? - zapytał zaciekawiony, ponieważ wizja zjedzenia deseru była bardzo kusząca.
   - No pewnie, chodź!
   Mijali zatłoczone ulice, przez które przechodziło mnóstwo ludzi. Niektórzy śpieszyli się do pracy a inni spacerowali. Chwilę później Yixing dostrzegł duży szyld z napisem ''Latte Matte''.
   - To tutaj. - powiedział przyjaźnie. - Zajmij jakieś miejsce a ja pójdę zamówić. Jaki chcesz smak? - zapytał patrząc na niego z radością w oczach.
   - Czekoladowe poproszę - odparł po czym odwrócił się i usiadł przy pobliskim stoliku.
   Siedział i patrzał jak Lulu mówi do sprzedawcy gestykulując swój wybór. Miał na sobie luźną bluzkę w kratkę, czarną bluzę z przyszywkami i jasne jeansy z których tylnej kieszeni wystawał czarny portfel a na plecach wisiał kremowy plecak. Chłopak właśnie po niego sięgnął i zapłacił. Patrzał jak z powrotem trafia do spodni. Poczekał chwilę i odebrał zamówienie.
   - Wróciłem. - usłyszał znad głowy. Luhan stał z wyciągnięta ręką podając mu lody.
   - Dziękuję. - wymusił uśmiech i zaczął zajadać.
Jego przyjaciel jak zwykle jadł niechlujnie przez co cały się ubrudził. Na jego policzkach zostały resztki deseru o smaku truskawki. Lay nie wiedząc czemu... poczuł silną ochotę starcia wierzchem dłoni pozostałości po lodach. I zrobił to... nie zdołał się powstrzymać.
   Luhan oszołomiony dotykiem Lay'a zaprzestał chrupać wafelek i siedział patrząc w przestrzeń. Yixing widząc zaistniałą sytuację, próbował jakoś to odkręcić.
   - Nie myśl sobie zbyt wiele, po prostu się ubrudziłeś. - powiedział niby to przyjaźnie.
   - Dziękuję. - spojrzał na Lay'a i uśmiechnął się. - Która jest godzina?
   - Już jest... - zerknął na zegarek w telefonie – 16:44.
   - O kurczę... już? - powiedział zdziwiony Luhan. - Jak dotrzemy do kolejnego miejsca będzie już pewnie dziewiętnasta.
   - Co takiego planujesz? - zapytał Lay.
   - Zobaczysz. - odparł gryząc resztki wafelka.
   Skończywszy posiłek wstali i ruszyli w stronę autobusu. Yixing nie miał pojęcia co takiego jego przyjaciel wymyślił. Jechali w milczeniu wpatrując się w widok przez okno. Luhan miał rację... przejechali kawał drogi a na miejscu o 18:48. No może nie dokładnie na miejscu, ponieważ Lulu nie wyglądał jakby miał zamiar się zatrzymać. Szli właśnie przez las z latarkami, które Luhan wyjął ze swojego plecaka.
   - Gdzie ty mnie do licha prowadzisz po ciemku w tym lesie? - pytał zaniepokojony Lay z przerażeniem w oczach, czego zresztą i tak nie było widać przez otaczający ich mrok.
   - Nie bój się, jesteś bezpieczny. Znam ten las bardzo dokładnie bo za małego w nim biegałem. Można powiedzieć, że mam w głowie mały GPS. - po czym kontynuowali.
   Dziesięć minut później znaleźli się nad stawem o którego istnienie Yixing nawet się nie spodziewał. Tylko dlaczego Luhan zaprowadził go w takie miejsce?
   - Dobra, jesteśmy. Ten staw jest dla mnie bardzo ważny. Gdy tylko pokłóciłem się z rodzicami, miałem problemy w szkole lub złe samopoczucie, przesiadywałem tutaj niemal cały dzień. Pewnie sobie myślisz co tutaj robiłem... rysowałem. - powiedział i wyjął z plecaka stosik papieru podając go Lay'owi. - Jak widzisz sam krajobraz... dlatego przyprowadziłem tutaj ciebie, ponieważ chciałbym ciebie narysować.
   Yixing nie wiedział co powiedzieć. Luhan umiał rysować? Może nie tyle co umiał... on pięknie rysował. Te szkice... powstałe w chwilach słabości był wręcz doskonale.
   - Przecież jest ciemno. Jak chcesz rysować? - zapytał zdziwiony Lay. - Nic nie widać, ledwo mogę dostrzec ciebie a co dopiero ty mnie.
   - Ja widzę cie bardzo wyraźnie. Proszę, zgódź się. - powiedział poważnie.
   - No dobra... ale jesteś nienormalny. Teraz mogę stwierdzić to bez zastanowienia. - odparł Lay.
   - Dziękuję! Więc tak... usiądź w siadzie skrzyżnym... - chłopak zaczął wykonywać polecenia – o tak! - po czym sam zrobił tak samo i wkładając sobie latarkę do buzi i przytrzymując ją zębami zaczął szkicować.
   Mijało pięć... dziesięć... piętnaście... dwadzieścia... trzydzieści minut a Luhan nie kończył. Co chwilę zerkał w kierunku Yixinga przyglądając się dokładnie co powodowało, że chłopak czuł się nieswojo.
   Dobiegł go głos Luhana, który śpiewał. Śpiewał dobrze mu znaną piosenkę Evanescence – Bring me to life. Jego głos... niczym głos anioła muskał każdy kawałek jego ciała. Chwilę po tym przyłączył się i oboje wypowiadali najstaranniej angielskie słowa.
   - Skończyłem! - niemal krzyknął. - Ile mi to zajęło?
   - Jeeeest... - Lay zmuszony był ponownie zerknąć na godzinę. - za chwilę dwudziesta druga.
   - O kurdę... przepraszam. Po prostu chciałem jak najdokładniej przedstawić cię na rysunku. - odparł.
   - Mogę go zobaczyć? - zapytał ciekawy Yixing.
   - Nie teraz. Jak wrócimy. - powiedział po czym wstał i chwycił Lay'a za rękę. - Wracajmy.
   - Umm... - nie przeszkadzał mu uścisk dłoni Luhana ani to, że szli teraz późno lasem. Obiecał, że spędzi z nim jeden dzień. Nie miał pojęcia czy w jakiś sposób się do siebie zbliżyli. Po prostu nie mógł w pełni cieszyć się tym dniem.


   Stali właśnie przed drzwiami do pokoju Lay'a. Zegar w telefonie chłopaka, na który non stop spoglądał pokazywał 23:58.
   - Lulu - zaczął – jeszcze tylko dwie minuty. Puść mnie już.
   - Dobra, najpierw wysłuchaj. - Masz tu rysunek. - gdy Lay chciał go otworzyć... - Nie! Nie teraz! Po dwudziestej czwartej. Słuchaj... ten dzień naprawdę wiele dla mnie znaczył. Wiem, że prawdopodobnie dla ciebie było to jedną wielką katorgą i musiałeś mnie znosić. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że nawaliłem z tym filmem dlatego też przepraszam. I może to siedzenie przez prawie dwie godziny na zimnej trawie w lesie też było do dupy... ale... ja naprawdę cieszę się, że mi zaufałeś i spędziłeś ze mną czas.
   - Luhan.. - Chciał odpowiedzieć ale mu przerwał.
   - Nic nie mów! Po prostu zachowaj dla siebie. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym zrobić.
   - Co takiego? - zapytał chłopak.
   - To... - Luhan zbliżył się do Lay'a, który w tym samym momencie zaczął cofać się, lecz napotkał ścianę. Opierał się teraz o nią i widząc co jego przyjaciel chce zrobić zaczął nerwowo oddychać. Czuł, że jego serce zaraz eksploduje od nadmiaru uderzeń.
   W momencie gdy wybiła dwudziesta czwarta ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, który zapoczątkował Luhan. Yixing nie opierał się, nie chciał.