Samolot
Krisa startował o dziewiątej rano, dlatego już teraz zdenerwowany
chłopak siedział w poczekalni i przyglądał się zabieganym
ludziom. W powietrzu panowała nerwowa atmosfera, a na lotnisku bez
problemu można było wyczuć stres gnębiący prawie wszystkie
osoby. Jedni ciągnęli swoje walizki, jakby nic w nich nie mieli, a
inni targali je za sobą wkładając w to dużo siły. Niektórzy
wyjeżdżali tylko na krótki okres czasu, jednakże on zamierzał
wybyć z Chin na dłużej. Nie miał pojęcia, ile zabawi poza
terenem państwa, ale był pewien swojej decyzji. Wiedział, że to
co robi, wyjdzie na dobre mu, jak i reszcie jego przyjaciół.
Krzesło, które
zajmował ospale, nagle zaczęło wydawać mu się strasznie
niewygodne. Monotonność czekania na lot zaczęła go strasznie
nudzić, dlatego wyjął gazetę i przyglądał się najnowszym
wiadomością. ''Nic ciekawego'' –
pomyślał, jednakże kątem oka dostrzegł informację, która nim
wstrząsnęła:
''Wu Yi Fan -
lider najpopularniejszego chińskiego zespołu: EXO-M, odszedł bez
słowa wyjaśnienia. Czyżby zespół, który w najbliższym czasie
zdobył największe grono fanów rozpadł się?''
Kris poczuł jak
na jego ciele wyraźnie rysuję się gęsia skórka. Właśnie zdał
sobie sprawę z tego, że przecież ta cała ucieczka nie ujdzie ma
na sucho. Wytwórnia, kumple i fani... będą ścigać go do
upadłego. Kiedyś będzie musiał napisać do nich i porozmawiać z
nimi tak, by przeprosić za to wszystko, jednak pragnął odwlec to w
najdalszą przyszłość najbardziej jak potrafił.
-
''Lot do Chicago odlatuje za dziesięć minut na pasie drugim.
Pasażerów prosimy o udanie się do miejsca przekazu bagażów, by
osoby, które jeszcze ich nie oddały zrobiły to w najbliższym
czasie''- usłyszał i wstał, po czym ruszył przed siebie do
miejsca wskazanego przez kobietę za mikrofonem. W tej chwili dobiegł
go głośny krzyk należący do osoby, którą z pewnością znał,
jednak jak najprędzej pragnął o niej zapomnieć.
- Kris! - czarnowłosy wołał ile
tylko miał sił, starając się by o uszy wielkoluda obił się
chociażby dźwięk jego własnego imienia. W tej chwili wyższy
odwrócił się i zobaczył Tao biegnącego do niego z zawrotną
prędkością. Przestraszony natychmiastowo zamarł i tępo wpatrywał
się w stronę z której za chwilę miał przybyć przyjaciel.
Zanim się obejrzał, a ten był już
przy nim i rzucił się niego z rozbiegu sprawiając, że lider
ubrany w długi płaszcz koloru
kremowego przewrócił się na brudną posadzkę lotniska. Mało by
brakowało, aby dwójka piosenkarzy rozbiła sobie głowę o zimną
podłogę miejsca z którego Kris za dziesięć minut miał wybyć do
innego kraju. Blondyn uniósłszy głowę
zobaczył, że jego przyjaciel cały zapłakany przytula go
najmocniej jak tylko potrafi, tym samym sprawiając, że braknie mu
tchu. Próbował coś powiedzieć, jednakże szok spowodowany
widokiem Tao odebrał mu głos zostawiając w gardle tylko i
wyłącznie ogromną kluchę. Tak jak podejrzewał nie musiał długo
czekać, ponieważ jego towarzysz natychmiast przejął inicjatywę i
zalał go potokiem słów, które niemal z echem odbijały się o
jego przytkane słuchawkami uszy.
- Choćbym za każdym razem miał
podcinać sobie żyły tylko dlatego, że mnie odrzuciłeś, będę
to robił. Choćbym miał płakać, jakbym podlewał kwiaty leżące
na parapecie w naszym pokoju, będę to robił. Nie ważne czy jesteś
heteroseksualny czy homoseksualny, ja.... Ja czekałem tutaj na
ciebie dzień w dzień przez ten cały tydzień i nie zamierzałem
się poddać. Już traciłem nadzieję, że kiedykolwiek cię ujrzę,
ale udało się i po prostu mnie wsłuchaj – nie wierzył własnym
oczom. Po tym wszystkim co zrobił... Po tym jak go chamsko
potraktował, on nadal go kochał? Wydawało mu się, że zepsuł to
uczucie na zawsze. Tak, jakby nigdy nie istniało. Chciał wyjechać,
by zapomnieć i dać żyć mu w spokoju zdając sobie sprawę z tego,
że jego decyzja jest bardzo samolubna. - Jeżeli miałbyś osobę,
którą kochałbyś tak jak ja ciebie, zrobiłbyś to samo. Dlatego
spróbuj mnie choć trochę zrozumieć. Wiem, że nie zmuszę cię do
miłości, ale... Ja nie mogę bez ciebie żyć, przepraszam –
wypowiadał wciąż płacząc.
Yifan z wyraźnie namalowanym smutkiem
na twarzy przyglądał się zrozpaczonemu Tao i nie miał zielonego
pojęcia co zrobić. Wiedział to wszystko co jego przyjaciel przed
chwilą powiedział. Wiedział jak to jest kochać kogoś ponad
wszystko, dlatego nie dziwił się zachowaniu maknae. Tylko... Czy
miał zaryzykować? Żyje się tylko raz, a podczas tego życia
powinno się być zachłannym, i czerpać pozytywy z wszystkiego co
nasz otacza.
Bijąc się z myślami drżącą ręką
dotknął zaczerwienionego policzka czarnowłosego i sięgnął ku
jego ust, wpijając się w nie z nadzwyczajną siłą. Z siłą,
której używał do tego, by ukryć swoje uczucie przed
współlokatorem. Tak naprawdę... Kris kochał Tao. Kochał go od
zawsze, a wtedy... tego feralnego wieczoru przestraszył się. Jeżeli
ktoś długo ukrywa głęboką sympatię, którą darzy innego i nie
spodziewa się, że po tak długim czasie usłyszy od niego ''TE''
słowa, panikuje. Przynajmniej tak było w przypadku lidera, który
choć wydaje się być odważną i stanowczą osobą, w głębi serca
jest tchórzliwym mężczyzną o charakterze godnym super bohatera.
Opuchnięte od płaczu wargi Tao
rozwarły się szeroko i pozostały tak do czasu, gdy Kris nie zabrał
głosu. Wpatrywał się w przyjaciela bez słowa, jakby nagle stracił
głos.
- Ja... Jestem strasznym egoistą.
Kochałem cię od dawna i ukrywałem to przed tobą bojąc się, że
ty mnie odrzucisz, a gdy wyznałeś mi miłość, zraniłem cię. Jak
można tak postąpić? Jak można być tak durnym, by zranić osobę
dla siebie ważną? - Yifan uronił łzę, co sprawiło, że Tao
natychmiastowo nie pozwolił jej spaść i przytrzymał ją palcem na
policzku lidera. - Nigdy nie wybaczę sobie tego, co zrobiłem –
wypowiedział chwytając przyjaciela za rękę i spoglądając na
rany, które nie potrzebowały już opatrunku. - Tak, jakbym zamienił
swoją miłość w te blizny.
- Jeżeli miałbym otrzymywać twoją
miłość poprzez rany na moim ciele, chcę tego. Marzę o tym, by
być przez ciebie kochanym nawet w absurdalny sposób – wypowiadał
jakby w amoku. - Nie ważne, że one zostaną na zawsze. Ja wiem, że
z pociągnięciem ręki w mojej głowie rozbrzmiewały słowa
''Kocham cię Kris'' i tylko to się liczy.
Nagle fakt, że całą tą scenę
obserwowali wszyscy na lotnisku przestał być ważnym. Dwójka
zakochanych wpatrywała się we własne oczy i tonęła w widoku
swoich odbić w nich, ponieważ dostrzegali tylko siebie. Było to
potwierdzeniem tego, że darzyli się niezwykłym uczuciem.
***
W tym samym czasie zdenerwowany Lay
biegał za Luhanem, który wyciągnął go na poszukiwania Tao.
Wiedzieli, że właśnie tutaj go znajdą, gdyż nie pierwszy raz w
tym tygodniu musieli paradować po lotnisku.
- Ja mu pokażę... Ile razy mam mu
jeszcze biadolić o tym, że ma dać sobie spokój?! Kurde no, Kris
jest kretynem i tyle, a on musi to zrozumieć – mówił zawiedziony
Lulu. Wzrokiem przeczesał prawie całe pomieszczenie, jednakże nie
był w stanie dostrzec maknae. Już zrezygnowany chciał wrócić do
Yixinga, który zmachany czołgał się za nim, gdy w ostatniej
chwili zauważył znajomą czapkę chłopaka.
- Aaaaaaaa! - krzyknął i ruszył w
jego kierunku, jednak od razu dobiegł go złośliwy komentarz ze
strony Lay'a.
- Luhan! Możesz przestać bawić się
teraz w tarzana? Zwolnij, błagam – rzucił, jednakże starszy nie
zwracał na niego uwagi i biegł do przyjaciela. W ułamku sekundy
zatrzymał się i nie dowierzał własnym oczom. Z Tao był Kris,
który nie dość, że miał ''przyjazną'' minę, to jeszcze oni...
leżeli w objęciach.
Blondyn potrząsnął głową, ale to
wszystko nie zniknęło. Przybył jedynie Lay, który przytulił go
od tyłu i położył głowę na jego ramieniu. Stali tak i
wpatrywali się w obraz zakochanej pary ze zdziwieniem, jednakże w
głębi duszy obojga zalała fala ulgi.
- Wierzysz, że od teraz wszystko
będzie tak jak dawniej? - zapytał Luhan odwracając się do Yixinga
i patrząc na niego nieokreślonym wzrokiem. Jakby... Jakby obawiał
się, że to wszystko jest jedynie snem. Jakby jego kochany Lay miał
tak po prostu zniknąć. Miał zniknąć tak, jak planował Kris.
Lay zauważył to i natychmiast upewnił
Lulu co do swoich uczuć. Spojrzał a niego oczyma pełnymi miłości
i przyciągnął do siebie. Ich usta złączyły się w pocałunku
tak, jak teraz usta maknae i lidera pieściły się nawzajem.
- Nigdzie nie zamierzam odchodzić –
mruknął mu do ucha i przyległ do szyi chłopaka chłonąc zapach
perfum, który zwykł na nią wylewać. Obrzucił ją czułymi
pocałunkami i przyległ do Luhana z całej siły.
Jeden zespół. Dwie nadzwyczajne
miłości.
Jedno lotnisko. Dwa pocałunki.
przez chwilę naprawdę myślałam, że Kris odleci ;___; i zostawi ich... zostawi Tao... <3 i bardzo dobrze. ♥
OdpowiedzUsuńagfhsjvjv !! pocałunek Tao i Krisa *-* i LayHan ! ♥
och, uwielbiam to ostatnie zdanie... <3 to jedno z najlepszych opowiadań, które czytałam. Zawsze będę miała do niego sentyment, wiesz co dzięki niemu się u mnie zmieniło... ;**
Awwwww jakie to słodkie *-* Trochę mało, ale i tak podobało mi się :) Teraz tylko czekać na następne świetne opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńawwwh, to było urocze! *.* dobrze, że ten łosiek Kris nie wyleciał wcześniej czy coś. ta scena, jak sie z Tao całował *.* a potem mój ukochany LayHan! aaaach, Tarzan hah i potem się przytulili i na koniec to zdanie takie ładne.. aż nie wiem czego się mam spodziewać w ostatnim rozdziale! mam nadzieję, że sielanka zostanie ^^
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie takie piękne ;; Brak mi słów
OdpowiedzUsuńMam wielką słabość do LayHana ♥ i do tego ta końcówka ♡.♡ Jestem w niebie ^.^
Przez chwilę miałam wrażenie że Krisus zniknie a ich miłość nie przetrwa. Ale na szczęście dobrze się skończyło *.*
Czekam na więcej ff twego autorstwa !
Hwaiting ! (*へωへ*)
jkdbshkhs. O_O TAO. *3* I... O nie... xD Znowu podłoga?! xD Nie mózgu, siedź cicho! To miejsce publiczne! Zamknij się! xD
OdpowiedzUsuńGAFSDAJHJAHJD..... To takie śliczne... *,* ;-; Mózgu nie rycz. Zamnkij się i analizuj.
Dobra. Narząd analizy mi się roztopił. ;-; jsndfjkf. ;( To było takie <333333333! ;_;