~ Mimo wszystko Cię kocham ~
-
J...ak to najgorszym? Co ty mówisz? - Lay na sam fakt, że był
nieprzytomny przez pięć godzin wzdrygał się.
- Upadłeś na treningu a twoja rana na głowie – powiedział wskazując na nowy opatrunek – znowu zaczęła krwawić. To nie zwyczajne skaleczenie Yixing. Przepraszam, to przeze mnie. - odpowiedział przybity Luhan.
Chłopak wiedział, że w szpitalu będzie zmuszony spędzić jeszcze trochę czasu na obserwacji. Słyszał jak jego przyjaciel nerwowo oddycha. Rozejrzał się po sali ale nie znalazł niczego ciekawego, na czym mógłby zawiesić wzrok. Spojrzał w kierunku Lulu, który widać, że płakał.
- Byłeś tutaj cały czas? - zapytał.
- Oczywiście, jak mógłbym cię tutaj zostawić? To moja wina, dlatego musiałem dotrzymać ci towarzystwa. - smętnym wzrokiem powędrował po osobie Luhana.
Miał na sobie te same rzeczy w które był ubrany podczas treningu. Luźna, wyciągnięta bluzka ukazująca jego obojczyki. Bluza w kratkę oraz szare dresy. Faktycznie, był przy nim cały ten czas. Nawet się nie przebrał, chociaż kto w takiej chwili przejmowałby się tym drobiazgiem?
- Nie przejmuj się, to nie przez ciebie. Po prostu... pewien uraz z dzieciństwa daje się we znaki.
- Nie! Nawet nie próbuj zaprzeczać. Moja i koniec dlatego chcę ci to jakoś wynagrodzić. Jak już cię wypuszczą i powiedzą, że zagrożenie minęło... - kontynuował Luhan – spędź ze mną jeden dzień!
- Jeden dzień...że co? Miałbym zdać się na dwadzieścia cztery godziny na twoją chorą wyobraźnię? Nie wiem co przyjdzie ci do głowy.
Lay'a zaskoczył pomysł przyjaciela. Nie chciał by ten się obwiniał a, co najważniejsze, jakoś mu to wynagradzał. Stało się, trudno.
- O przepraszam... moją chorą wyobraźnię? To tylko jeden dzień, zgódź się. Co ci szkodzi? - Zawsze się kłócimy... może przez to nasze stosunki się polepszą? - odparł przyjaźnie Lulu.
Yixing na samą myśl, że byłaby okazja zbliżyć się do siebie... zaczął bardziej rozważać propozycję chłopaka. Przecież jeden dzień go nie zbawi, prawda? Jeżeli pokonają barierę i razem zajmą się jego robakami, to czemu nie?
- Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Obiecaj, że wrócę cały i zdrowy. - powiedział nieco weselej.
- Masz to jak w banku! - Luhan wyszczerzył się w uśmiechu od ucha do ucha.
Oboje tak bardzo nie mogli się doczekać.
Po tym jak Lay zgodził się na spędzenie dnia, chociaż jak wolał mówić Yixing ,,dwudziestu czterech godzin'' z Luhanem, rozmawiali w spokoju. Pielęgniarka oznajmiła, że jeżeli jego stan będzie prawidłowy tak jak teraz, wypuszczą go w najbliższym czasie.
Minęły dwie godziny a zdrowiu chłopaka nic nie zagrażało, dlatego teraz przygotowywali się do wyjścia. Lay przebrał się z powrotem w ubrania z treningu a Luhan zarzucił na siebie skórzaną kurtkę. Zmierzali teraz podłużnym korytarzem przez hol do wyjścia. Gdy przekroczyli próg głównych drzwi, ich skórę owiał zimny powiew wiatru, który pachniał nadchodzącą nocą. Podczas pobytu chłopaka w szpitalu na dworze ściemniło się. Miejskie lampy świeciły nad ich głowami gdy tak spacerowali powoli chodnikiem. W powietrzu można było wyczuć, że zbliża się na deszcz, toteż przyśpieszyli. Słychać było ich niespokojne kroki, które stawiali pośpiesznie na nierówno ułożonych kamieniach. Znajdowali się właśnie w parku przez który byli zmuszeni przejść by dotrzeć na przystanek. Niestety nikt nie mógł ich odebrać, dlatego wracali na piechotę. Można by rzec, że to bardzo nieodpowiedzialne zostawiać na pastwę losu biednego Yixinga z nieogarniętym Luhanem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Lulu, który ukradkiem zerknął na niego.
- Tak, zawroty głowy minęły. - Lay odparł mu mimowolnie.
- Jak tylko dotrzemy na miejsce radziłbym, żebyś się położył i niczym nie przejmował. – usłyszał odpowiedź.
Yixing tylko skinął głową po czym kontynuowali powrót w milczeniu.
Wróciwszy nocnym busem do domu zdjęli ubrania wierzchnie i ruszyli w kierunku swoich pokoi.
- Tylko pamiętaj, że jutro to ja dysponuję twoim czasem. - dobiegło go zza pleców, ale nie miał siły by cokolwiek odpowiedzieć.
Wszedł do swojego kąta i przekręcił klucz w drzwiach. Zdjął z siebie przepocone ubrania i poczłapał po pidżamę, która znajdowała się parę kroków w lewo w komodzie. Nie miał siły nawet się umyć, po prostu marzył by jak najszybciej udać się do krainy snów.
Gdy tylko narzucił na siebie to co przed chwilą było ładnie poskładanym stosikiem, usiadł na łóżku i wszedł pod kołdrę przykrywając się nią. Przymknął powieki i natychmiastowo ukazała mu się wizja jutrzejszego dnia. Czy powinien się go obawiać? Co takiego wymyśli Luhan? Na to pytanie niestety nie był w stanie sobie odpowiedzieć, po czym w myślach odgonił wszelkie myśli przeszkadzające mu w zaśnięciu i odpłynął.
Nazajutrz jak zwykle obudziły go promienie słońca przedzierające się przez żaluzje wiszące na oknie. Lay najpierw otworzywszy jedno oko, następnie drugie, zaczął mimowolnie przecierać posklejane powieki. Tak bardzo był wczoraj zmęczony, że zapomniał nastawić budzik. Zapewne znowu wstał o nieludzkiej porze.
Poderwał się i rzuciwszy okiem na zegarek w telefonie stwierdził, że jednak jego wrażenie było mylne. Na wyświetlaczu pokazana była godzina 9:54, dlatego bardzo się zdziwił. On, wielki śpioch wstał tak wcześnie z własnej woli? No może nie własnej, ale jego zegara biologicznego. Możliwe, że śniły mu się jakieś koszmary, które zapomniał chwilę przed obudzeniem.
Podniósł się z łóżka i ubierając papcie, poczłapał szurając do łazienki. Gdy już wydostał się z pokoju i szedł korytarzem, który był z lekka ciemny zauważył, że reszta śpi. W końcu jest wolne, więc kto normalny wstaje około dziesiątej rano? Z wyjątkiem Zitao... oczywiście.
- Ej, ty! - usłyszał i gdy się odwrócił, dostrzegł śpiącego Luhana. - Musisz tak szurać po podłodze tymi kapciami? Dość, że wyglądają pedalsko to jeszcze przeszkadzają. Rażą mnie w oczy.
- Nikt nie każe ci patrzeć na moje kapcie a zresztą odwal się. Mam dzisiaj spędzić z tobą dwadzieścia cztery godziny, więc bądź z łaski swojej miły. - zmroził wzrokiem przyjaciela.
- Przecież jestem miły. - zaśmiał się. - Udaje tylko ciebie. - po czym wytknął żartobliwie język w stronę Yixinga i zniknął.
Co ja z nim mam... - pomyślał.
Wszedł do łazienki i zdjął z siebie pidżamę. Zrobił duży krok w kierunku prysznica i gdy tylko znalazł się w środku, odkręcił kurek. Lał bardzo ciepłą wodę przez co szkło od kabiny strasznie zaparowało. Skończywszy krótką kąpiel ubrał się z powrotem w rzeczy, w których przyszedł zmieniając tylko bieliznę. Udał się do pokoju i zaczął przeglądać szafę. Narzucił na siebie czerwone rurki, czarną bluzkę prezentującą jego obojczyki, a całość dopełnił białymi Conversami i naszyjnikiem.
Gdy był już gotowy udał się do pokoju Luhana. Stanąwszy przed drzwiami uniósł dłoń i zapukał. Nikt nie otwierał... więc zapukał jeszcze raz. Znowu cisza...
Yixing dostał napadu agresji i zaczął walić nerwowo z całej siły w drzwi. Miał szczęście bo tym razem udało się.
- Jezu... nie dobijaj się. Mówiłem, że chwilę. - odparł Lulu.
- Nie słyszałem. - powiedział zmieszany Lay, który próbował ukryć zakłopotanie.
Wszedł za chłopakiem do jego pokoju po czym rzuciwszy na niego okiem zobaczył, że zdejmuje bluzkę. Podziwiał właśnie jego piękne ciało od tyłu, ograniczając się tylko do widoku pleców.
Gotowy Luhan klepnął w ramię Yixinga dając tym samym znak, że mogą wychodzić.
- Masz tu bilet. - wyciągnął dłoń i wręczył je przyjacielowi.
Lay zerknął na świstek, który wręczył mu chłopak i ujrzał nazwę pobliskiego kina.
- Idziemy na film? - zapytał zaciekawiony.
- Tak, to film przygodowy. Trochę strzelanki i adrenaliny w jakiejś tam historii. Lepsza niż horror i romans co nie? - uśmiechnął się.
- Tak. - odparł przyjaźnie ciesząc się, że pomyślał o jego niestrawności obu gatunków.
Wchodząc do sali w której zgasły już światła, udali się na swoje miejsce. Właśnie trwały reklamy a na sam film przyszło niewiele osób. W sumie można by rzec, że oprócz nich były jeszcze trzy siedzące daleko. Usiedli i położyli na środek popcorn po czym z zaciekawieniem patrzeli na mijające obrazy. Pięć minut później zaczął się film i teraz oboje w ciszy obserwowali akcję. Nie działo się nic wartego uwagi. Okazało się, że to wcale nie był film akcji a jakiś denny romans bo Luhan pomylił tytuły i byli zmuszeni wpatrywać się w całującą się parę.
Mimo, że czas strasznie się dłużył, seans skończył się zaskakująco szybko.
- Ja... naprawdę przepraszam. Pomyliłem bilety, sale...wszystko. - powiedział smutny Lulu. - Ale teraz cię nie zawiodę! Mamy jeszcze dużo czasu.
- No ja mam nadzieję, w końcu to dwadzieścia cztery godziny... - odpowiedział, ale chłopak mu przerwał.
- Nosz kurde skończ z tymi dwudziestoma czterema godzinami. - wybuchł po czym zaczął się śmiać nerwowo, gdy zauważył, że Lay wpatruje się w niego bez wyrazu. - Idziemy na lody!
- Lody? Znasz jakieś fajne miejsce? - zapytał zaciekawiony, ponieważ wizja zjedzenia deseru była bardzo kusząca.
- No pewnie, chodź!
Mijali zatłoczone ulice, przez które przechodziło mnóstwo ludzi. Niektórzy śpieszyli się do pracy a inni spacerowali. Chwilę później Yixing dostrzegł duży szyld z napisem ''Latte Matte''.
- To tutaj. - powiedział przyjaźnie. - Zajmij jakieś miejsce a ja pójdę zamówić. Jaki chcesz smak? - zapytał patrząc na niego z radością w oczach.
- Czekoladowe poproszę - odparł po czym odwrócił się i usiadł przy pobliskim stoliku.
Siedział i patrzał jak Lulu mówi do sprzedawcy gestykulując swój wybór. Miał na sobie luźną bluzkę w kratkę, czarną bluzę z przyszywkami i jasne jeansy z których tylnej kieszeni wystawał czarny portfel a na plecach wisiał kremowy plecak. Chłopak właśnie po niego sięgnął i zapłacił. Patrzał jak z powrotem trafia do spodni. Poczekał chwilę i odebrał zamówienie.
- Wróciłem. - usłyszał znad głowy. Luhan stał z wyciągnięta ręką podając mu lody.
- Dziękuję. - wymusił uśmiech i zaczął zajadać.
Jego przyjaciel jak zwykle jadł niechlujnie przez co cały się ubrudził. Na jego policzkach zostały resztki deseru o smaku truskawki. Lay nie wiedząc czemu... poczuł silną ochotę starcia wierzchem dłoni pozostałości po lodach. I zrobił to... nie zdołał się powstrzymać.
Luhan oszołomiony dotykiem Lay'a zaprzestał chrupać wafelek i siedział patrząc w przestrzeń. Yixing widząc zaistniałą sytuację, próbował jakoś to odkręcić.
- Nie myśl sobie zbyt wiele, po prostu się ubrudziłeś. - powiedział niby to przyjaźnie.
- Dziękuję. - spojrzał na Lay'a i uśmiechnął się. - Która jest godzina?
- Już jest... - zerknął na zegarek w telefonie – 16:44.
- O kurczę... już? - powiedział zdziwiony Luhan. - Jak dotrzemy do kolejnego miejsca będzie już pewnie dziewiętnasta.
- Co takiego planujesz? - zapytał Lay.
- Zobaczysz. - odparł gryząc resztki wafelka.
Skończywszy posiłek wstali i ruszyli w stronę autobusu. Yixing nie miał pojęcia co takiego jego przyjaciel wymyślił. Jechali w milczeniu wpatrując się w widok przez okno. Luhan miał rację... przejechali kawał drogi a na miejscu o 18:48. No może nie dokładnie na miejscu, ponieważ Lulu nie wyglądał jakby miał zamiar się zatrzymać. Szli właśnie przez las z latarkami, które Luhan wyjął ze swojego plecaka.
- Gdzie ty mnie do licha prowadzisz po ciemku w tym lesie? - pytał zaniepokojony Lay z przerażeniem w oczach, czego zresztą i tak nie było widać przez otaczający ich mrok.
- Nie bój się, jesteś bezpieczny. Znam ten las bardzo dokładnie bo za małego w nim biegałem. Można powiedzieć, że mam w głowie mały GPS. - po czym kontynuowali.
Dziesięć minut później znaleźli się nad stawem o którego istnienie Yixing nawet się nie spodziewał. Tylko dlaczego Luhan zaprowadził go w takie miejsce?
- Dobra, jesteśmy. Ten staw jest dla mnie bardzo ważny. Gdy tylko pokłóciłem się z rodzicami, miałem problemy w szkole lub złe samopoczucie, przesiadywałem tutaj niemal cały dzień. Pewnie sobie myślisz co tutaj robiłem... rysowałem. - powiedział i wyjął z plecaka stosik papieru podając go Lay'owi. - Jak widzisz sam krajobraz... dlatego przyprowadziłem tutaj ciebie, ponieważ chciałbym ciebie narysować.
Yixing nie wiedział co powiedzieć. Luhan umiał rysować? Może nie tyle co umiał... on pięknie rysował. Te szkice... powstałe w chwilach słabości był wręcz doskonale.
- Przecież jest ciemno. Jak chcesz rysować? - zapytał zdziwiony Lay. - Nic nie widać, ledwo mogę dostrzec ciebie a co dopiero ty mnie.
- Ja widzę cie bardzo wyraźnie. Proszę, zgódź się. - powiedział poważnie.
- No dobra... ale jesteś nienormalny. Teraz mogę stwierdzić to bez zastanowienia. - odparł Lay.
- Dziękuję! Więc tak... usiądź w siadzie skrzyżnym... - chłopak zaczął wykonywać polecenia – o tak! - po czym sam zrobił tak samo i wkładając sobie latarkę do buzi i przytrzymując ją zębami zaczął szkicować.
Mijało pięć... dziesięć... piętnaście... dwadzieścia... trzydzieści minut a Luhan nie kończył. Co chwilę zerkał w kierunku Yixinga przyglądając się dokładnie co powodowało, że chłopak czuł się nieswojo.
Dobiegł go głos Luhana, który śpiewał. Śpiewał dobrze mu znaną piosenkę Evanescence – Bring me to life. Jego głos... niczym głos anioła muskał każdy kawałek jego ciała. Chwilę po tym przyłączył się i oboje wypowiadali najstaranniej angielskie słowa.
- Skończyłem! - niemal krzyknął. - Ile mi to zajęło?
- Jeeeest... - Lay zmuszony był ponownie zerknąć na godzinę. - za chwilę dwudziesta druga.
- O kurdę... przepraszam. Po prostu chciałem jak najdokładniej przedstawić cię na rysunku. - odparł.
- Mogę go zobaczyć? - zapytał ciekawy Yixing.
- Nie teraz. Jak wrócimy. - powiedział po czym wstał i chwycił Lay'a za rękę. - Wracajmy.
- Umm... - nie przeszkadzał mu uścisk dłoni Luhana ani to, że szli teraz późno lasem. Obiecał, że spędzi z nim jeden dzień. Nie miał pojęcia czy w jakiś sposób się do siebie zbliżyli. Po prostu nie mógł w pełni cieszyć się tym dniem.
Stali właśnie przed drzwiami do pokoju Lay'a. Zegar w telefonie chłopaka, na który non stop spoglądał pokazywał 23:58.
- Lulu - zaczął – jeszcze tylko dwie minuty. Puść mnie już.
- Dobra, najpierw wysłuchaj. - Masz tu rysunek. - gdy Lay chciał go otworzyć... - Nie! Nie teraz! Po dwudziestej czwartej. Słuchaj... ten dzień naprawdę wiele dla mnie znaczył. Wiem, że prawdopodobnie dla ciebie było to jedną wielką katorgą i musiałeś mnie znosić. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że nawaliłem z tym filmem dlatego też przepraszam. I może to siedzenie przez prawie dwie godziny na zimnej trawie w lesie też było do dupy... ale... ja naprawdę cieszę się, że mi zaufałeś i spędziłeś ze mną czas.
- Luhan.. - Chciał odpowiedzieć ale mu przerwał.
- Nic nie mów! Po prostu zachowaj dla siebie. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym zrobić.
- Co takiego? - zapytał chłopak.
- To... - Luhan zbliżył się do Lay'a, który w tym samym momencie zaczął cofać się, lecz napotkał ścianę. Opierał się teraz o nią i widząc co jego przyjaciel chce zrobić zaczął nerwowo oddychać. Czuł, że jego serce zaraz eksploduje od nadmiaru uderzeń.
W momencie gdy wybiła dwudziesta czwarta ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, który zapoczątkował Luhan. Yixing nie opierał się, nie chciał.
- Upadłeś na treningu a twoja rana na głowie – powiedział wskazując na nowy opatrunek – znowu zaczęła krwawić. To nie zwyczajne skaleczenie Yixing. Przepraszam, to przeze mnie. - odpowiedział przybity Luhan.
Chłopak wiedział, że w szpitalu będzie zmuszony spędzić jeszcze trochę czasu na obserwacji. Słyszał jak jego przyjaciel nerwowo oddycha. Rozejrzał się po sali ale nie znalazł niczego ciekawego, na czym mógłby zawiesić wzrok. Spojrzał w kierunku Lulu, który widać, że płakał.
- Byłeś tutaj cały czas? - zapytał.
- Oczywiście, jak mógłbym cię tutaj zostawić? To moja wina, dlatego musiałem dotrzymać ci towarzystwa. - smętnym wzrokiem powędrował po osobie Luhana.
Miał na sobie te same rzeczy w które był ubrany podczas treningu. Luźna, wyciągnięta bluzka ukazująca jego obojczyki. Bluza w kratkę oraz szare dresy. Faktycznie, był przy nim cały ten czas. Nawet się nie przebrał, chociaż kto w takiej chwili przejmowałby się tym drobiazgiem?
- Nie przejmuj się, to nie przez ciebie. Po prostu... pewien uraz z dzieciństwa daje się we znaki.
- Nie! Nawet nie próbuj zaprzeczać. Moja i koniec dlatego chcę ci to jakoś wynagrodzić. Jak już cię wypuszczą i powiedzą, że zagrożenie minęło... - kontynuował Luhan – spędź ze mną jeden dzień!
- Jeden dzień...że co? Miałbym zdać się na dwadzieścia cztery godziny na twoją chorą wyobraźnię? Nie wiem co przyjdzie ci do głowy.
Lay'a zaskoczył pomysł przyjaciela. Nie chciał by ten się obwiniał a, co najważniejsze, jakoś mu to wynagradzał. Stało się, trudno.
- O przepraszam... moją chorą wyobraźnię? To tylko jeden dzień, zgódź się. Co ci szkodzi? - Zawsze się kłócimy... może przez to nasze stosunki się polepszą? - odparł przyjaźnie Lulu.
Yixing na samą myśl, że byłaby okazja zbliżyć się do siebie... zaczął bardziej rozważać propozycję chłopaka. Przecież jeden dzień go nie zbawi, prawda? Jeżeli pokonają barierę i razem zajmą się jego robakami, to czemu nie?
- Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Obiecaj, że wrócę cały i zdrowy. - powiedział nieco weselej.
- Masz to jak w banku! - Luhan wyszczerzył się w uśmiechu od ucha do ucha.
Oboje tak bardzo nie mogli się doczekać.
Po tym jak Lay zgodził się na spędzenie dnia, chociaż jak wolał mówić Yixing ,,dwudziestu czterech godzin'' z Luhanem, rozmawiali w spokoju. Pielęgniarka oznajmiła, że jeżeli jego stan będzie prawidłowy tak jak teraz, wypuszczą go w najbliższym czasie.
Minęły dwie godziny a zdrowiu chłopaka nic nie zagrażało, dlatego teraz przygotowywali się do wyjścia. Lay przebrał się z powrotem w ubrania z treningu a Luhan zarzucił na siebie skórzaną kurtkę. Zmierzali teraz podłużnym korytarzem przez hol do wyjścia. Gdy przekroczyli próg głównych drzwi, ich skórę owiał zimny powiew wiatru, który pachniał nadchodzącą nocą. Podczas pobytu chłopaka w szpitalu na dworze ściemniło się. Miejskie lampy świeciły nad ich głowami gdy tak spacerowali powoli chodnikiem. W powietrzu można było wyczuć, że zbliża się na deszcz, toteż przyśpieszyli. Słychać było ich niespokojne kroki, które stawiali pośpiesznie na nierówno ułożonych kamieniach. Znajdowali się właśnie w parku przez który byli zmuszeni przejść by dotrzeć na przystanek. Niestety nikt nie mógł ich odebrać, dlatego wracali na piechotę. Można by rzec, że to bardzo nieodpowiedzialne zostawiać na pastwę losu biednego Yixinga z nieogarniętym Luhanem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Lulu, który ukradkiem zerknął na niego.
- Tak, zawroty głowy minęły. - Lay odparł mu mimowolnie.
- Jak tylko dotrzemy na miejsce radziłbym, żebyś się położył i niczym nie przejmował. – usłyszał odpowiedź.
Yixing tylko skinął głową po czym kontynuowali powrót w milczeniu.
Wróciwszy nocnym busem do domu zdjęli ubrania wierzchnie i ruszyli w kierunku swoich pokoi.
- Tylko pamiętaj, że jutro to ja dysponuję twoim czasem. - dobiegło go zza pleców, ale nie miał siły by cokolwiek odpowiedzieć.
Wszedł do swojego kąta i przekręcił klucz w drzwiach. Zdjął z siebie przepocone ubrania i poczłapał po pidżamę, która znajdowała się parę kroków w lewo w komodzie. Nie miał siły nawet się umyć, po prostu marzył by jak najszybciej udać się do krainy snów.
Gdy tylko narzucił na siebie to co przed chwilą było ładnie poskładanym stosikiem, usiadł na łóżku i wszedł pod kołdrę przykrywając się nią. Przymknął powieki i natychmiastowo ukazała mu się wizja jutrzejszego dnia. Czy powinien się go obawiać? Co takiego wymyśli Luhan? Na to pytanie niestety nie był w stanie sobie odpowiedzieć, po czym w myślach odgonił wszelkie myśli przeszkadzające mu w zaśnięciu i odpłynął.
Nazajutrz jak zwykle obudziły go promienie słońca przedzierające się przez żaluzje wiszące na oknie. Lay najpierw otworzywszy jedno oko, następnie drugie, zaczął mimowolnie przecierać posklejane powieki. Tak bardzo był wczoraj zmęczony, że zapomniał nastawić budzik. Zapewne znowu wstał o nieludzkiej porze.
Poderwał się i rzuciwszy okiem na zegarek w telefonie stwierdził, że jednak jego wrażenie było mylne. Na wyświetlaczu pokazana była godzina 9:54, dlatego bardzo się zdziwił. On, wielki śpioch wstał tak wcześnie z własnej woli? No może nie własnej, ale jego zegara biologicznego. Możliwe, że śniły mu się jakieś koszmary, które zapomniał chwilę przed obudzeniem.
Podniósł się z łóżka i ubierając papcie, poczłapał szurając do łazienki. Gdy już wydostał się z pokoju i szedł korytarzem, który był z lekka ciemny zauważył, że reszta śpi. W końcu jest wolne, więc kto normalny wstaje około dziesiątej rano? Z wyjątkiem Zitao... oczywiście.
- Ej, ty! - usłyszał i gdy się odwrócił, dostrzegł śpiącego Luhana. - Musisz tak szurać po podłodze tymi kapciami? Dość, że wyglądają pedalsko to jeszcze przeszkadzają. Rażą mnie w oczy.
- Nikt nie każe ci patrzeć na moje kapcie a zresztą odwal się. Mam dzisiaj spędzić z tobą dwadzieścia cztery godziny, więc bądź z łaski swojej miły. - zmroził wzrokiem przyjaciela.
- Przecież jestem miły. - zaśmiał się. - Udaje tylko ciebie. - po czym wytknął żartobliwie język w stronę Yixinga i zniknął.
Co ja z nim mam... - pomyślał.
Wszedł do łazienki i zdjął z siebie pidżamę. Zrobił duży krok w kierunku prysznica i gdy tylko znalazł się w środku, odkręcił kurek. Lał bardzo ciepłą wodę przez co szkło od kabiny strasznie zaparowało. Skończywszy krótką kąpiel ubrał się z powrotem w rzeczy, w których przyszedł zmieniając tylko bieliznę. Udał się do pokoju i zaczął przeglądać szafę. Narzucił na siebie czerwone rurki, czarną bluzkę prezentującą jego obojczyki, a całość dopełnił białymi Conversami i naszyjnikiem.
Gdy był już gotowy udał się do pokoju Luhana. Stanąwszy przed drzwiami uniósł dłoń i zapukał. Nikt nie otwierał... więc zapukał jeszcze raz. Znowu cisza...
Yixing dostał napadu agresji i zaczął walić nerwowo z całej siły w drzwi. Miał szczęście bo tym razem udało się.
- Jezu... nie dobijaj się. Mówiłem, że chwilę. - odparł Lulu.
- Nie słyszałem. - powiedział zmieszany Lay, który próbował ukryć zakłopotanie.
Wszedł za chłopakiem do jego pokoju po czym rzuciwszy na niego okiem zobaczył, że zdejmuje bluzkę. Podziwiał właśnie jego piękne ciało od tyłu, ograniczając się tylko do widoku pleców.
Gotowy Luhan klepnął w ramię Yixinga dając tym samym znak, że mogą wychodzić.
- Masz tu bilet. - wyciągnął dłoń i wręczył je przyjacielowi.
Lay zerknął na świstek, który wręczył mu chłopak i ujrzał nazwę pobliskiego kina.
- Idziemy na film? - zapytał zaciekawiony.
- Tak, to film przygodowy. Trochę strzelanki i adrenaliny w jakiejś tam historii. Lepsza niż horror i romans co nie? - uśmiechnął się.
- Tak. - odparł przyjaźnie ciesząc się, że pomyślał o jego niestrawności obu gatunków.
Wchodząc do sali w której zgasły już światła, udali się na swoje miejsce. Właśnie trwały reklamy a na sam film przyszło niewiele osób. W sumie można by rzec, że oprócz nich były jeszcze trzy siedzące daleko. Usiedli i położyli na środek popcorn po czym z zaciekawieniem patrzeli na mijające obrazy. Pięć minut później zaczął się film i teraz oboje w ciszy obserwowali akcję. Nie działo się nic wartego uwagi. Okazało się, że to wcale nie był film akcji a jakiś denny romans bo Luhan pomylił tytuły i byli zmuszeni wpatrywać się w całującą się parę.
Mimo, że czas strasznie się dłużył, seans skończył się zaskakująco szybko.
- Ja... naprawdę przepraszam. Pomyliłem bilety, sale...wszystko. - powiedział smutny Lulu. - Ale teraz cię nie zawiodę! Mamy jeszcze dużo czasu.
- No ja mam nadzieję, w końcu to dwadzieścia cztery godziny... - odpowiedział, ale chłopak mu przerwał.
- Nosz kurde skończ z tymi dwudziestoma czterema godzinami. - wybuchł po czym zaczął się śmiać nerwowo, gdy zauważył, że Lay wpatruje się w niego bez wyrazu. - Idziemy na lody!
- Lody? Znasz jakieś fajne miejsce? - zapytał zaciekawiony, ponieważ wizja zjedzenia deseru była bardzo kusząca.
- No pewnie, chodź!
Mijali zatłoczone ulice, przez które przechodziło mnóstwo ludzi. Niektórzy śpieszyli się do pracy a inni spacerowali. Chwilę później Yixing dostrzegł duży szyld z napisem ''Latte Matte''.
- To tutaj. - powiedział przyjaźnie. - Zajmij jakieś miejsce a ja pójdę zamówić. Jaki chcesz smak? - zapytał patrząc na niego z radością w oczach.
- Czekoladowe poproszę - odparł po czym odwrócił się i usiadł przy pobliskim stoliku.
Siedział i patrzał jak Lulu mówi do sprzedawcy gestykulując swój wybór. Miał na sobie luźną bluzkę w kratkę, czarną bluzę z przyszywkami i jasne jeansy z których tylnej kieszeni wystawał czarny portfel a na plecach wisiał kremowy plecak. Chłopak właśnie po niego sięgnął i zapłacił. Patrzał jak z powrotem trafia do spodni. Poczekał chwilę i odebrał zamówienie.
- Wróciłem. - usłyszał znad głowy. Luhan stał z wyciągnięta ręką podając mu lody.
- Dziękuję. - wymusił uśmiech i zaczął zajadać.
Jego przyjaciel jak zwykle jadł niechlujnie przez co cały się ubrudził. Na jego policzkach zostały resztki deseru o smaku truskawki. Lay nie wiedząc czemu... poczuł silną ochotę starcia wierzchem dłoni pozostałości po lodach. I zrobił to... nie zdołał się powstrzymać.
Luhan oszołomiony dotykiem Lay'a zaprzestał chrupać wafelek i siedział patrząc w przestrzeń. Yixing widząc zaistniałą sytuację, próbował jakoś to odkręcić.
- Nie myśl sobie zbyt wiele, po prostu się ubrudziłeś. - powiedział niby to przyjaźnie.
- Dziękuję. - spojrzał na Lay'a i uśmiechnął się. - Która jest godzina?
- Już jest... - zerknął na zegarek w telefonie – 16:44.
- O kurczę... już? - powiedział zdziwiony Luhan. - Jak dotrzemy do kolejnego miejsca będzie już pewnie dziewiętnasta.
- Co takiego planujesz? - zapytał Lay.
- Zobaczysz. - odparł gryząc resztki wafelka.
Skończywszy posiłek wstali i ruszyli w stronę autobusu. Yixing nie miał pojęcia co takiego jego przyjaciel wymyślił. Jechali w milczeniu wpatrując się w widok przez okno. Luhan miał rację... przejechali kawał drogi a na miejscu o 18:48. No może nie dokładnie na miejscu, ponieważ Lulu nie wyglądał jakby miał zamiar się zatrzymać. Szli właśnie przez las z latarkami, które Luhan wyjął ze swojego plecaka.
- Gdzie ty mnie do licha prowadzisz po ciemku w tym lesie? - pytał zaniepokojony Lay z przerażeniem w oczach, czego zresztą i tak nie było widać przez otaczający ich mrok.
- Nie bój się, jesteś bezpieczny. Znam ten las bardzo dokładnie bo za małego w nim biegałem. Można powiedzieć, że mam w głowie mały GPS. - po czym kontynuowali.
Dziesięć minut później znaleźli się nad stawem o którego istnienie Yixing nawet się nie spodziewał. Tylko dlaczego Luhan zaprowadził go w takie miejsce?
- Dobra, jesteśmy. Ten staw jest dla mnie bardzo ważny. Gdy tylko pokłóciłem się z rodzicami, miałem problemy w szkole lub złe samopoczucie, przesiadywałem tutaj niemal cały dzień. Pewnie sobie myślisz co tutaj robiłem... rysowałem. - powiedział i wyjął z plecaka stosik papieru podając go Lay'owi. - Jak widzisz sam krajobraz... dlatego przyprowadziłem tutaj ciebie, ponieważ chciałbym ciebie narysować.
Yixing nie wiedział co powiedzieć. Luhan umiał rysować? Może nie tyle co umiał... on pięknie rysował. Te szkice... powstałe w chwilach słabości był wręcz doskonale.
- Przecież jest ciemno. Jak chcesz rysować? - zapytał zdziwiony Lay. - Nic nie widać, ledwo mogę dostrzec ciebie a co dopiero ty mnie.
- Ja widzę cie bardzo wyraźnie. Proszę, zgódź się. - powiedział poważnie.
- No dobra... ale jesteś nienormalny. Teraz mogę stwierdzić to bez zastanowienia. - odparł Lay.
- Dziękuję! Więc tak... usiądź w siadzie skrzyżnym... - chłopak zaczął wykonywać polecenia – o tak! - po czym sam zrobił tak samo i wkładając sobie latarkę do buzi i przytrzymując ją zębami zaczął szkicować.
Mijało pięć... dziesięć... piętnaście... dwadzieścia... trzydzieści minut a Luhan nie kończył. Co chwilę zerkał w kierunku Yixinga przyglądając się dokładnie co powodowało, że chłopak czuł się nieswojo.
Dobiegł go głos Luhana, który śpiewał. Śpiewał dobrze mu znaną piosenkę Evanescence – Bring me to life. Jego głos... niczym głos anioła muskał każdy kawałek jego ciała. Chwilę po tym przyłączył się i oboje wypowiadali najstaranniej angielskie słowa.
- Skończyłem! - niemal krzyknął. - Ile mi to zajęło?
- Jeeeest... - Lay zmuszony był ponownie zerknąć na godzinę. - za chwilę dwudziesta druga.
- O kurdę... przepraszam. Po prostu chciałem jak najdokładniej przedstawić cię na rysunku. - odparł.
- Mogę go zobaczyć? - zapytał ciekawy Yixing.
- Nie teraz. Jak wrócimy. - powiedział po czym wstał i chwycił Lay'a za rękę. - Wracajmy.
- Umm... - nie przeszkadzał mu uścisk dłoni Luhana ani to, że szli teraz późno lasem. Obiecał, że spędzi z nim jeden dzień. Nie miał pojęcia czy w jakiś sposób się do siebie zbliżyli. Po prostu nie mógł w pełni cieszyć się tym dniem.
Stali właśnie przed drzwiami do pokoju Lay'a. Zegar w telefonie chłopaka, na który non stop spoglądał pokazywał 23:58.
- Lulu - zaczął – jeszcze tylko dwie minuty. Puść mnie już.
- Dobra, najpierw wysłuchaj. - Masz tu rysunek. - gdy Lay chciał go otworzyć... - Nie! Nie teraz! Po dwudziestej czwartej. Słuchaj... ten dzień naprawdę wiele dla mnie znaczył. Wiem, że prawdopodobnie dla ciebie było to jedną wielką katorgą i musiałeś mnie znosić. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że nawaliłem z tym filmem dlatego też przepraszam. I może to siedzenie przez prawie dwie godziny na zimnej trawie w lesie też było do dupy... ale... ja naprawdę cieszę się, że mi zaufałeś i spędziłeś ze mną czas.
- Luhan.. - Chciał odpowiedzieć ale mu przerwał.
- Nic nie mów! Po prostu zachowaj dla siebie. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym zrobić.
- Co takiego? - zapytał chłopak.
- To... - Luhan zbliżył się do Lay'a, który w tym samym momencie zaczął cofać się, lecz napotkał ścianę. Opierał się teraz o nią i widząc co jego przyjaciel chce zrobić zaczął nerwowo oddychać. Czuł, że jego serce zaraz eksploduje od nadmiaru uderzeń.
W momencie gdy wybiła dwudziesta czwarta ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, który zapoczątkował Luhan. Yixing nie opierał się, nie chciał.
Warto było czekać na ten rozdział!!!! JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE?! Pisz dalej dalej dalej, jestem ciekaw, co będzie potem!!! :D
OdpowiedzUsuńW TAKI MOMENCIE!!!!!!!! JAK MOGŁAŚ? TT.TT BŁAGAM, PISZ DALEJ BO JA TU UMIERAM Z CIEKAWOŚCI :c <33
OdpowiedzUsuńŁa, weszłam sobie i czytam i czytam i czekam, aż w końcu się między nimi coś wydarzy i w końcu jest! Mam nadzieję, że Lay tego nie spieprzy i w końcu....no zajdą dalej xDDD
OdpowiedzUsuńA co do poprzednich części, to akcja z mlekiem mnie rozwaliła xD
Dobrze, że te smutne chwile, chwile złości są przeplatane z czymś komediowym, bo dzięki temu lepiej się czyta :D
Czekam na kolejną część :D Mam nadzieję, że będzie prędko ^_^
Modzianchan.
To jest świetne *o* Umiesz pisać nie powiem ^^ Kiedy następna część? Przyznam się że codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest już 5 :> Ahh jak ja kocham ten parring ♥
OdpowiedzUsuńOMFG. CO CO CO ??? Pocalowali się a ty kończysz w takim momencie ;;.
OdpowiedzUsuńTen ff sprawia iż jeszcze bardziej kocham tę parkę ♥
Lecę do następnego *.*
*33* Luhanowe obojczyki... Rozkojarzyłaś mnie. STOP. Ja muszę to ogarnąć dalej. Obojczyki odejdźcie. ;-;
OdpowiedzUsuńKto tu komu wytyka pedalstwo XD nie wierzę. xD
Lulu mogłeś to na kartce napisać xD Na pewno by "usłyszał" w tym stukocie xDDD
NIE. NIE ROZBIERAJ SIĘ. ;-; Wyobraźnia mi wybuchnie... ;-;
HAHAHAHA xD Tak bardzo Luhan xD Tylko on tak potrafi xD Jak ja to kocham w tym opowiadaniu ♥
Ręką z policzka... -,- RĘKĄ..?! O czym Ty człowieku myślisz... Nie. Dobra. To ja nie o tym myślę. XD Już hamuje. ^^"
Bezpieczny.W lesie. Nocą. *3* Tak zdecydowanie nie ma się czego bać. *3*
*___________________________________________*
Mózg mi się w wyobraźnią kłóci bo Luhan trzyma latarkę w ustach i śpiewa, ale on się nie zna, bo Lulu potrafi. ;-;
sakjhadhdf... *_* Za rękę. ♥
KAJHYGFSDGHJKLASKJHGFGDHSJKZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAa!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!
asdrftyuy!
"= * " !!!!!!!!!!!!!!!
O_O
*W*
wdhkghhDWKL;ql.
JESTEM SZCZĘŚLIWA. T___________T
I umieram, bo już połowa za mną... ;(((((