czwartek, 28 marca 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 6


       ~ Mimo wszystko Cię kocham ~

 


Aparatura wydawała odgłosy, które Tao zbudziwszy się, uznał za strasznie irytujące. Wiedział, że skoro otworzył oczy, jego plan nie powiódł się. Leżał i w kółko zadawał sobie jedno pytanie, tylko jedno: "' Dlaczego?". Dlaczego, gdy miał wreszcie spotkać się ze swoją mamą... zawiódł. Lampy, które świeciły bardzo jasno, raziły podkrążone oczy chińczyka sprawiając, że musiał je przymykać, gdy nagle usłyszał głos Luhana.
- Tao! Coś ty najlepszego chciał zrobić? Do łba ci strzeliło? Jak... jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć. Dlaczego o tym pomyślałeś. Wiem, że to co zobaczyłeś było... jednak to cię nie tłumaczy! Nie powinieneś... zapomnij o tym. Ty... kochasz Lay'a? Bo tak zrozumiałem. Nie oddam ci go i wiedz, że nie odpuszczę, jednak... nie musiałeś tego robić. Wszystko ułożyłoby się jakoś... - Lulu ani myślał przestać nawijać, dlatego ciemnowłosy postanowił mu przerwać.
- Luhan, cholera jasna! Nie kocham Yixinga i spuść parę! - wykrzyczał zachrypniętym głosem – tu nie chodzi o to co zobaczyłem. To... - zawahał się – to było szokujące, przyznaje. Ale ja nie kocham Lay'a i nic mi do waszego romansu.
Luhan poczuł jak przepełnia go żal i poczucie winy z powodu wybuchu w stronę maknae. Spuścił wzrok i trzymając ręce za plecami, razem z chłopakiem wsłuchiwał się w głuchą ciszę.
- A tak w ogóle gdzie jest twój kochaś? - usłyszał ze strony Tao, który próbował jakoś uratować obecną sytuację.
- A... co mówisz? A.... Lay, on poszedł po picie, ponieważ poczułem się spragniony. Długo tutaj leżałeś... baliśmy się o ciebie. - wypowiedział smutny i usiadł na krzesełku obok łóżka przyjaciela – powiesz mi co się stało?
- Co miało się niby stać? Nic się nie stało, nie bój nic. - kłamał jak z nut. Wszyscy w EXO wiedzieli, że maknae grupy chińskiej jest najlepszy w oszukiwaniu innych.
Luhan zdziwiony spojrzał się w stronę kolegi, który leżał teraz z zamkniętymi oczyma powstrzymując łzy.
- Ej... tak nie wolno. Mów Tao, ja nikomu tego nie przekażę. Zostanie między nami. - uśmiechnął się. - no.. może między nami i Lay'em, ale wiesz, że nie jestem w stanie nic przed nim ukryć.
Zitao pokiwał tylko głową przytakując i zdawał się zasnąć, jednak gdy Lulu wstał by wyjść, ten chwycił jego dłoń mocno zaciskając. Jasnowłosy zdziwiony spojrzał się na niego z przejęciem. Tak bardzo było mu go żal, ponieważ dużo przeszedł. Nikt nie wiedział o tym co mu się przytrafiło tak dobrze jak Lay, jednak wszyscy znali choćby rąbek tajemnicy, którą był owiany.
- Nie odchodź, chcę żebyś został. Wiem.... że mogę ci zaufać i nikomu nie powiesz. - wypowiedział ostrożnym tonem. - bo ja... ja muszę ci się do czegoś przyznać.
Lulu nieco zmieszany odwzajemnił uścisk i z powrotem zajął miejsce na krześle obitym w ciepłą podusię, by wygodnie się na nim siedziało.
- Mów śmiało, mnie możesz powiedzieć wszystko. - obdarował Pandę ciepłym uśmiechem i kładąc drugą rękę na brzuchu chłopaka pokazał, że nie ma czego się krępować.
- Bo ja.... kocham Krisa. - twarz przyjaciela spoważniała, ale Tao mówił dalej – i... ja powiedziałem mu to, jednak.... on mnie odrzucił i... i.... - łzy same zaczęły cisnąć się mu do oczu sprawiając, że wyrwał dłoń Luhanowi i zakrył powieki – pokłóciliśmy się ostro. On mnie nawet uderzył!
Starszy zrobił przestraszoną minę i zamilkł nie wiedząc co powiedzieć. Kris podniósł rękę na Tao? To przecież niemożliwe... przecież.... Luhan i Lay wiedzieli, prawie całe EXO wiedziało, że Yifan ma do niego słabość. Dlaczego to zrobił?
- On cię uderzył? Ale jak to, to przecież niemożliwe. Nie rozumiem... - ciągnął wstrząśnięty a maknae spoglądał na niego z zapytaniem w oczach.
- Co niemożliwe? Mówię prawdę. Krzyczał na mnie i mówił, że jest hetero i brzydzi się gejami. - Ja... nie mogłem nic zrobić. - odparł cichym głosem a Lulu objął go rękoma w momencie, gdy Lay wparował do sali.
- Tao? Czy... wszystko okej? - zapytał. Jednak jedyne co usłyszał, to pociągnięcie nosem chińczyka.
Z rękoma zajętymi napojami podszedł do dwójki i postawiwszy kubki na szafce, wzrokiem przekazał Luhanowi, że ktoś czeka po drugiej stronie drzwi. Blondyn zrozumiał intencje Yixinga i wypuściwszy młodszego z uścisku, razem z Lay'em powoli wycofali się wychodząc i wpuszczając tym samym niezapowiedzianego gościa.
Kris niepewnym krokiem wszedł i spojrzał na niego wzrokiem pełnym troski, której w tamtym koszmarnym momencie mu nie okazał. Jakby badając po twarzy Tao czy wszystko jest okej, zbliżył się do niego i przyglądał się ranom, które widniały na jego ręce. Zmarszczył brwi i zagryzł wargi. Nie był pewien co ma powiedzieć. Przepraszam? Czy takie zwyczajne przepraszam wystarczyłoby, by maknae mu wybaczył? Jeżeli takie proste słowo mające moc chwytania za serce starczyłoby... on wypowiedziałby je niemal od razu. Jednakże zaistniała sytuacja wymagała czegoś więcej, niż ''przepraszam''. Yifan chciał usiąść przy łóżku Tao, ale ten natychmiastowo odezwał się wybijając tym lidera z zamyślenia.
- Czy mogę wiedzieć, dlaczego tu przyszedłeś? - zapytał nawet nie spoglądając na niego. Ucieszył go jego widok, ale to przecież ON sprawił, że mało co nie pożegnał się ze wszystkimi.
- Ja... ja chciałem powiedzieć ci, że... - zawahał się, jednak doskonale wiedział co chce zrobić. Pragnął mu wszystko wytłumaczyć. Powiedzieć prawdę.
- Nie obchodzi mnie to. Masz stąd wyjść i to już! - krzyknął. Nie miał ochoty go widzieć, nawet jeżeli był dla niego niegdyś bliską osobą. Osobą, na której zależało mu najbardziej na świecie.
- Tao... posłuchaj mnie. To wszystko było takie... wstrząsające, ale ja.... - te wszystkie słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Jakby wcale nie chciały, by się dowiedział. Kris patrzał na niego błagalnym wzrokiem, jednakże chłopak ani razu na niego nie spojrzał.
- Idź... proszę. Spotkamy się w najbliższym czasie na treningu... nie psujmy naszej zgranej paczki. Ja dam ci spokój jak chciałeś... ale nie rozbijajmy EXO-M. To będzie najlepsze co w tej chwili możemy zrobić. - usłyszał od przyjaciela.
- Ale.... - próbował protestu, jednak na nic.
- Żadne ale! Masz stąd wyjść i to już! Natychmiast! Wynoś się! - krzyk Tao był niczym ostrza wbijające się prosto w serce. Jakby wiecznie naostrzone czekały, kiedy tylko będą mogły zanurzyć się w kimś i zadać ból. Ból tak ogromny, że aż rozrywający pierś przeszywającym uczuciem. Yifan zauważywszy, że nic nie wskóra, odszedł. Obrócił się i wyszedł. Tak po prostu. 

Nie podejmował walki z maknae, ponieważ nie chciał sprawiać mu większej przykrości. Nigdy nie wybaczy mu tego co zrobił. Zachował się jak największy drań nie mający serca i nie liczący się z uczuciami innych. A przecież... przecież kochał ich wspólne chwile. Te, które były tak beztroskie, że śmiali się wniebogłosy żartując z siebie nawzajem. Tak dobrze się dogadywali... a Yifan to zepsuł. Sprawił, że rozpłynęło się w powietrzu niczym największa i najpiękniejsza bańka mydlana, jaką kiedykolwiek udało mu się zrobić. Przeminęło tak jak odrobinki płynu opadające w dół od miejsca rozpryśnięcia. Tao towarzyszyła tylko cisza kojąca stan zdenerwowania, w którym właśnie trwał.




Spędziwszy dzień w szpitalu, wyszedł razem z resztą EXO. Grupa Koreańska usłyszawszy o całym zdarzeniu przyjechała do Chin, by wspierać nie tylko biednego maknae, ale również wszystkich, ponieważ powietrze zanosiło się nerwową atmosferą. Jedynie Luhan i Lay wydawali dogadywać się lepiej, niż kiedykolwiek. Śmiali się... wygłupiali... rozmawiali... a to wszystko bez niepotrzebnych kłótni, w które ich znajomość uwikłana była od samego początku. Kto wie, może to wszystko zbliżyło ich do siebie bardziej? Jednak najważniejsze było to, że Tao chociaż przeżył próbę samobójczą, nie dawał po sobie tego poznać. W sercu skrywał ogromny smutek spowodowany stratą miłości, ale również bólem... Na twarzy ku zaskoczeniu wszystkich widniał uśmiech, który budził niemałe kontrowersje. Udawany, ale był. Czyżby wrócił do swoich starych zwyczajów i postanowił udawać, że nic się nie stało?

Padł pomysł na zrobienie ogniska. Suho wraz z Kyungsoo szwendali się po kuchni przegotowując jedzenie a reszta załatwiała drewno na opał. Xiu Min z Chenem poszli poszukać ławek, które mogliby ustawić w kółku wokół paleniska a Luhan biegał za Yixingiem z kijem od kiełbasek i straszył go, że wydłubie mu nim oczy, ponieważ ten znowu żartował z niego i jego robaczków zboków, które rzekomo posiadał. Może nie tyle co posiadał... a miał w pokoju.
Baekhyun wydzierał się na cały ogródek, ponieważ Chanyeol znowu nabrał ochoty na łaskotanie go. Kai ułożył się na leżaku, który wyniósł z szopki i nie zwracał na nikogo uwagi a reszta po prostu kręciła się obok.Tao z zaangażowaniem pytał się ''kucharek'' w czym pomóc a Kris... 
Krisa nie było.
Była tylko karteczka, która nieodkryta przez nikogo leżała samotnie pod pościelą lidera.



''Przepraszam, że przeze mnie blizny na Twojej ręce codziennie będą przypominać ci o tym,
że istnieje taka osoba jak ja. 
Osoba, która nie zasługuje na to by żyć.
Wiem, że Cię zraniłem i nie byłem w stanie nawet przeprosić.
Wyjeżdżam. Jestem pewien, że znajdziecie lepszego lidera.
Jest mi przykro, że tak to się skończyło.
Jednak wtedy w szpitalu...
chciałem powiedzieć Ci prawdę.
Teraz to nie ma znaczenia, 
ponieważ wtedy dla Ciebie również nie miało.
I nie dziwię się. Tylko... jeżeli mógłbym...
jeżeli miałbym prawo do tego, by marzyć...
i jeżeli pozwoliłbyś mi...
marzyłbym o Tobie.


Również to chciałem Ci powiedzieć.
Powiedzieć, że znikam.
Wu Yi Fan
największy kretyn na świecie.''





piątek, 22 marca 2013

Small Panda - My Dear Treasure

 
    ~ Small Panda - My Dear Treasure ~


Rodzaj - One shot 
Długość - 522 wyrazów 
Pairing -  XiuHan
Gatunek - Romance
Rating - G

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Promienie słońca jakby swoją złocistą postawą sprawiały, że jego ciało mieniło się niczym miliony małych diamencików utkwionych w bladej cerze, jak u porcelanowej lalki bez wyrazu, tkwiącej w swojej wiecznie młodej posturze. Kusząc obserwatorów pięknem nieskazitelnym, nieulotnym i wiecznym na zawsze poprzez urok, który rzuciwszy na mnie sprawił, iż poczułem, że jest tym jedynym. A wystarczyło przecież, by nasze oczy się spotkały. Tym jednym zabiegiem sprawił, że zapragnąłem być przy nim, blisko niego. Muskać każdy centymetr ciała lekko rozchylonymi wargami i delikatnie nawilżać je językiem, by sprawić mu przyjemność o jakiej skrycie marzył w swojej podświadomości.



Jednak on mnie nie znał, oraz ja nie znałem jego. Problemem jaki tkwił we mnie, była zdolność do miłości od pierwszego wejrzenia, dlatego żadnej, która zaowocowała w ten sposób nie zwykłem traktować poważnie, do tego czasu.



Do czasu, gdy on podszedł do mnie i nieśmiałym wzrokiem błądził po mojej twarzy tylko dlatego, bo pragnął zapytać w którą stronę powinien się udać, gdyż zabłądził. A ja... Patrząc na niego zdałem sobie sprawę z tego, że tym razem nie odpuszczę. Tym razem nie pozwolę, by szansa na lepsze jutro przeminęła niczym najbardziej interesująca reklama w telewizji, jaka zdarza się raz na milion lat, ponieważ wszystkie, to tylko i wyłącznie naciąganie widzów swoją jakże wykreowaną idealnością.



Spojrzałem w jego piękne brązowe oczy i utonąłem pod ciężarem piękna, jakie za sobą niosły sprawiając, że pragnąłem patrzeć w nie bez końca. Te włosy... Brązowe okalające dosyć pulchną twarz, jednakże idealnie komponujące się z jego perfekcyjną skórą i zdrowymi rumieńcami na policzkach. Stojąc przede mną wywoływał wrażenie, jakby w tym całym koktajlu kolorów malujących się w krajobrazie za nami, on był tym jednym najważniejszym składnikiem, bez którego napój straciłby smak.



Most zdawał się bujać, próbując uciec od tak pięknej istoty, a powodem była niemożliwość wytrzymania presji, jaką wywierała. Jednakże owa postać wyglądała, jakby nie zajmowała nic w przestrzeni nas otaczającej, ponieważ była nią. On był wszystkim co w tej chwili byłem w stanie dostrzec, ponieważ przesłonił moje oczy niczym marzenie goszczące w sercu od dawien dawna, otulone ciepłem piersi, która chroniła je przed złem wszelkim.



Czas płynął tak szybko, jednak w moim mniemaniu od chwili, gdy owiał mnie swoim anielskim głosem minęła sekunda. W rzeczywistości nie potrafiłbym powiedzieć, jak długo podziwiałem jego osobę. Zniknął zanim zdążyłem mrugnąć, a ja... Stojąc i wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał, zatęskniłem za jego widokiem kojącym moje przewrażliwione oczy od nadzwyczaj upalnej pogody panującej dookoła.



Pełen determinacji szukałem jakiegokolwiek potwierdzenia, że owy człowiek był prawdziwy, dlatego przystanąłem przy barierce wypatrując go na niebie sądząc, że jak nie tam, to nigdzie indziej nie mógłbym go znaleźć. Stopą napotkałem breloczek leżący na skraju przepaści, ciemnej otchłani prowadzącej w gąszcz koron drzew barwy zielonej i w ułamku sekundy, w ostatniej chwili pochwyciłem skarb, jaki dany mi było kiedykolwiek dotknąć.



Był nim mały pluszak pandy wyglądający równie idealnie jak on, moja miłości.
Jedyna najprawdziwsza, którą zapragnąłem zatrzymać przy sobie, ale odeszła.
Zostawiła mi jedynie ten breloczek, ten skarb... który przytuliwszy do policzka sprawił,
że moje ciało owiało przyjemne uczucie bliskości.
Bliskości jakiej jeszcze nigdy nie zaznałem,
choć pragnąłem z całych sił.
Będę kochać cię na zawsze, właścicielu małej pandy.




środa, 13 marca 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 5

        
       ~ Mimo wszystko Cię kocham ~


 
Czuł nacisk ust Luhana, który coraz mocniej i łapczywiej wpajał się w rozchylone wargi Yixinga. Na całym ciele przechodziły go dreszcze spowodowane bliskością chłopaka na którym nadzwyczaj mocno mu zależało. Gdy tylko Lulu odsunął się od zesztywniałego Lay'a, co było spowodowane szokiem, stanął przed nim z zamkniętymi oczyma. Twarz przyjaciela znajdowała się dosłownie kilka centymetrów od jego. Usta... ,które przed chwilą całowały go, trwały teraz zamknięte i opuchnięte.

Yixing nie miał pojęcia co powiedzieć. Czy teraz, właśnie w tej chwili powinien zrzucić maskę, którą przybierał każdego dnia po to, by nikt nie zbliżył się do niego dostatecznie blisko?

- L... Lay.... - zaczął Luhan ,który bardzo wyraźnie trząsł się ze zdenerwowania. - P..p.... powiedz coś. - wydukał przez zaciśnięte zęby nadal z opuszczonymi powiekami.

Chłopak miał właśnie jedyną niepowtarzalną okazję na to, by jak najdokładniej przyjrzeć się twarzy towarzysza. Blond kosmyki włosów otulały jego czoło leżąc niedbale, a zaróżowione policzki sprawiały, że Lay miał ochotę objąć je dłońmi. Tak bardzo... były piękne. Tak bardzo... pragnął go. Zawsze zmuszony był z boku obserwować starszego jednak... nigdy przed samym sobą nie ukrywał pragnienia bliższych stosunków.

Poczuł, że nie musi się już więcej chować. Luhan lubił go... bardziej. Lubił go tak, jak pragnął by go lubił. Bez zastanowienia postanowił ponownie sięgnąć jego ust. Niepewnie wykonał chwiejny ruch w stronę kuszących warg Lulu a gdy tylko je dotknął, chłopak ze zdziwienia otworzył szeroko oczy. Teraz to Lay go całował. Marzenie obojga... ziściło się, bowiem dzień w dzień zamęczani nurtującym pytaniem o uczucia swojej drugiej połówki, wreszcie uzyskali odpowiedź.

Luhan wplótł dłonie w ciemne włosy przyjaciela i mocniej przyparł go do ściany. Mimowolnie zaczął ocierać się o nadal spięte ciało Yixinga, który po krótkiej chwili rozluźnił się i wszelkie bariery pomiędzy nimi zostały przełamane.

Chłopak dzielnie znosił poczynania Lulu mimo że to wszystko było dla niego nowością. Nigdy tak dobrze nie czuł się z... chłopakiem.

Pełen determinacji postanowił odwrócić role i to teraz blondyn został pozbawiony ucieczki. Nie mogli jednak pozbyć się przeczucia, że jeżeli nie skryją się w pokoju Lay'a, całą tą sytuację odkryje jeden z członków zespołu. Luhan błądząc ręką za sobą napotkał klamkę i szybko nacisnął ją sprawiając, że polecieli z hukiem na podłogę. Lay znajdował się na drobnym ciele Lulu, który wpatrywał się w niego oczyma pełnymi miłości. Gdyby wiedział co tak naprawdę do niego czuje... wtedy nigdy nie wyrządziłby tyle krzywdy temu biednemu chłopakowi. Ponownie złączył się z nim w pocałunku i rękoma obejmował pośladki starszego. Luhan nie mógł... nie potrafił przestać. Czuł w sobie pragnienie... niezwyciężalne pragnienie. Sięgnąwszy dłońmi do koszulki chłopaka, szybkim ruchem zdjął ją z klatki piersiowej, pokazując tym Yixingowi to czego pragnie. Chłopak nie protestował, lecz jeszcze bardziej przyłożył się do pocałunków, którymi obdarowywał Lulu. Poszedł w ślady kochanka i to samo zrobił z nim. Obojgu bardzo podobał się widok ich półnagich ciał. Lay bez wahania szarpnął za pasek od spodni Lulu i w mgnieniu oka pozbył się kolejnej części garderoby chłopaka. Blondyn, który leżał pod nim zrobił dosłownie to samo.

- Luhan... ja chcę żebyś wiedział, że... - wysapał w przerwach od namiętnych pocałunków jednak nie mógł dokończyć, ponieważ Lulu natychmiastowo odparł :

- Nie... ja nie chcę wiedzieć. Chcę, żebyś kochał się ze mną, ponieważ zawsze o tym marzyłem. Zawsze gdy byłem blisko wyobrażałem sobie, że pod ubraniami znajduje się twoje piękne... wyrzeźbione ciało i błagam, nie każ mi więcej czekać bo zwariuję.

Nie musiał dwa razy powtarzać, gdyż Lay zdjął z Luhana bieliznę, którą rzucił niedbale w inne miejsce. Zjeżdżając ręką po nagim torsie Lulu niczym wodospad opadający w dół, dotarł do przyrodzenia chłopaka i zaczął robić mu dobrze. Jęki starszego obijały się o jego uszy niczym ulubiona piosenka. Mógłby słuchać ich bez końca. W tym samym czasie, gdy Yixing skupiał się na uszczęśliwianiu kochanka, Luhan z podniecenia strasznie drapał jego plecy. Jednak to nic, dlatego, że ból tylko podsycał podniecenie i nakręcał Lay'a.

- Jaa..aaa....- sapał starszy wokalista – aaa... ja zaraz.... - rękę Yixinga wypełniło ciepłe nasienie Luhana, który leżał teraz na podłodze z odchyloną głową w tył, ciężko dysząc.

- Może trochę zaboleć. - usłyszał, jednak nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ jednym ruchem Lay wszedł w niego powodując przy tym piekielne uczucie rozrywania od środka. Luhan wydał z siebie przerażająco głośny jęk, który z pewnością usłyszeli wszyscy w dormie. Dwójka jednak nie przejmowała się zaistniałą sytuacją i skupiała na gwałtownych ruchach Yixinga, który nie śmiał nawet ukrywać tego, jak bardzo cieszy się, że Luhan czuje go całym ciałem. Wchodząc do granic możliwości sam powodował u siebie nieopanowane odgłosy.

- XingXing …. ko... kocham cię! - wypowiedział w stanie letargu tym samym robiąc kolejne zadrapanie na plecach Lay'a. Z całych sił przyciskali się do siebie i czuli swoje ciała każdym milimetrem skóry. Yixing jednak nie wytrzymał zbyt długo i chwilę po wyznaniu chłopaka doszedł . Ciało Luhana wygięło się od przyjemnego uczucia towarzyszącemu wcześniejszemu zajściu. Leżeli teraz rozgrzani i cali spoceni na sobie a Lay, który głowę opierał tuż pod podbródkiem chłopaka, cicho wysapał: "Ja ciebie też lulu". Poczuł na głowie delikatne ruchy Luhana, który swoimi gładkimi dłońmi gładził jego włosy. Tej nocy wszystko było takie piękne i magiczne. Dwie osoby, które przez długi czas ukrywały swoje prawdziwe uczucia, wreszcie połączyły się. Są teraz jednym tak jak pragnęły. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wszedł. Gdyby nie wparował jak poparzony do pokoju. Gdyby tego nie zobaczył...





                                                           ***



- Kris, ale ja....! Ja naprawdę... - wypowiadał ze łzami w oczach – ja naprawdę cię kocham wariacie! Zrozum to wreszcie! - zdesperowany Tao podbiegł do lidera, jednak spotkał się z odtrąceniem. Yifan z całej siły odepchnął go na bok powodując tym, że maknae stracił równowagę i upadł.

- Zostaw mnie do jasnej cholery! Czy ty rozumiesz, że ja nic do ciebie nie czuję? Poza tym jestem hetero! Przeliterować?! H e t e r o s e k s u a l n y.

Tao cały obolały podniósł się by chwycić go za rękę, jednak Kris już zniknął. Tak jak stał przed nim... tak teraz go nie było. Pełen rozpaczy podreptał do pokoju Lay'a, ponieważ wiedział, że na niego zawsze może liczyć. Nie ważne, że dowie się, iż woli mężczyzn.

Jednak to co zastał w pokoju było nie tyle szokiem, a strasznym bólem w sercu. Ponieważ jego przyjaciel znalazł miłość taką, jaką on pragnął znaleźć.



- L...Lay? Lu...Lu... han? Co wy... - wypowiedział drżącym głosem i dostrzegł, że dwójka podnosi się gwałtownie by wyjaśnić.. jednak... Tao nie miał ochoty na wyjaśnienia. Zerwał się i uciekł do siebie, gdzie mógł pobyć sam. Krisa zapewne nie było... i dobrze. Ponieważ nie chciał go widzieć... już nigdy więcej.







Tao biegł jak najszybciej tylko potrafił, by w rozpędzie wpaść hukiem do pokoju. Ręką mokrą od łez, które wycierał przegubem dłoni zamknął drzwi na klucz i opadł na panele zsuwając się plecami w dól po ich strukturze. Już nic się dla niego nie liczyło, ponieważ gdy wreszcie zebrał w sobie tyle odwagi, by wyznać przyjacielowi najszczerszą prawdę, on.... on tak po prostu go odtrącił z wyraźnym obrzydzeniem w oczach a przecież tak długo się na to przygotowywał. Wreszcie poczuł, że jest w stanie to zrobić, jednak przegrał. Przegrał miłość.

Wiedział, że to koniec, ponieważ Kris zapewne już nigdy na niego nie spojrzy. Przecież w takim stanie rzeczy zespól nie będzie ze sobą sprawnie współpracował a nie może dopuścić do tego, by... by kariera jego ukochanego się zepsuła. Grupa na pewno się jakoś pozbiera, gdy tylko on zniknie. Lay ma Luhana do którego się najwyraźniej ostatnimi czasy bardzo zbliżył. Xiu Min zapewne jak zwykle spędzałby czas z Chen'em, który nikogo nie widzi poza nim a Tao... a on... byłby całkiem sam. Samotny wśród sześciu osób, które powinny się wspierać, rozumieć i znać jak najlepiej. Te sześć osób kiedyś takie właśnie było.

Kiedyś.



Tao doskonale pamiętał ciemne strony swojego dzieciństwa i przepłakane noce, które spędził w kącie podczas gdy jego ojciec już któryś raz zmuszał jego matkę do seksu za ścianą obok. A on to wszystko słyszał. Słyszał bluzgi kierowane w stronę osoby, którą kochał. Słyszał jak jego ojciec drze się wniebogłosy, ponieważ tak bardzo rajcował go widok bezbronnej i posiniaczonej rodzicielki Tao. A rankiem... rankiem szedł do kuchni i widział ją wiecznie uśmiechniętą, która z miłością w oczach podawała mu grzankę na śniadanie i z przejęciem mówiła, by ubrał się bardzo ciepło do szkoły, ponieważ na dworze jest brzydka pogoda. Jednak na jej twarzy widniały siniaki... fioletowe siniaki... czasami brązowe. Ojciec był skłonny nawet przyjść w ten samej chwili i zepsuć tą piękną scenkę uderzając ją ze słowami ''i co się cieszysz dziwko? Po cholerę go urodziłaś.... kolejna gęba do karmienia''.

Taki oto obraz dzieciństwa oglądał dzień w dzień dopóki jego ojciec nie zapił się na śmierć gdzieś w rowie. Pamięta ten dzień doskonale, ponieważ był jednym z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Podbiegł do płaczącej mamy i powiedział ''mamusiu to koniec? Już nie będziesz miała posiniaczonej twarzy, prawda? Nie płacz, to dobrze.'' Niestety wiecznym śladem, który ten sadysta pozostawił były... sińce pod oczami od nadmiernego wylewania łez. Tao był wtedy mały... nie rozumiał zbyt wiele. Jednak rozumiał ból na twarzy osoby, która się nim opiekowała.



Tao po prostu nie chce cierpieć. Nie chce, ponieważ wszelki ból kojarzy mu się z tym wszystkim co przeszedł. To dlatego zaczął trenować sztuki walki. Chciał umieć się bronić... chciał... chciał umieć obronić swoją mamę. Chciał móc powiedzieć ''mamo, jeżeli jeszcze raz ktoś cię uderzy, ja uderzę jego''. Niestety... nie obronił jej.

Mama Tao zmarła rok temu w wypadku potrącona przez samochód. Zginęła przez bezmyślność kierowcy... a jej syna nie było w pobliżu. Nawet gdyby był... pięściami nic by nie zdziałał.



Gdzie to jest. Gdzie to jest. - myślał chłopak, który panicznie rozglądał się po pokoju w różne strony, jakby próbował tym sprawić, że to co szuka nagle ukaże miejsce w którym się znajduje. Podniósł się i ruszył w kierunku szafki nocnej. Wyjął z niej pudełko, które owinięte było chustą we wzorki jego mamy i otworzył je. Na pierwszy rzut oka widać było zdjęcie kobiety, która stała uśmiechnięta a rękę trzymała na ramieniu młodszego chłopca, którym był Tao.

Maknae załkał.

- Mamo.... - wypowiadał przez łzy – on miał rację, ja... ja jestem nikim. Jestem zwyczajnym darmozjadem, który... nie daje nic z siebie. Nawet nie wiesz ile bym dał, by cofnąć się do momentu, gdy wpadłaś pod samochód i... i po prostu …. - zaciskał zęby na wargach, które całe poczerwieniały – po prostu zamienić się z tobą miejscami.

Wolną ręka wyjął coś z drugiego dna skrytki a była to... żyletka.

- Pamiętasz ją? - powiedział obracając nią przed oczyma, raniąc tym samym swoje opuszki palców – dał mi ją. Wtedy... dał mi ją i powiedział, żebym zniknął, ponieważ nie chce na mnie patrzeć. Ponieważ mnie nie kocha. - kontynuował ze smutkiem – ja zrobię to. Zniknę. Mamo... czekałaś na mnie? - po czym odłożył fotografię na podłogę i opierając się o łóżko szybkim ruchem przejechał nią po dłoni. Chwilę potem ze szranki zaczęła sączyć się krew, która mimowolnie spływała po jego ręce mknąc ku dołowi.

- K.... Kri.... Kris.... ja.... ja nnie... nie jestem... he..... - nie dokończył, ponieważ jego oczy przysłoniła ciemność.





W tym samym czasie do pokoju zaczął dobijać się Luhan z Lay'em, którzy po dosłownie ułamku sekundy wparowali do niego, ponieważ okazało się, że Tao jednak nie zamknął drzwi. A ostatnią rzeczą, którą pamiętał było:

- Tao ! Tao ! Japierdole... nie... nie stary nie! Ty nie możesz! Kurwa mać, Luhan! Dzwoń po karetkę!