niedziela, 17 lutego 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 4


~ Mimo wszystko Cię kocham ~





   - J...ak to najgorszym? Co ty mówisz? - Lay na sam fakt, że był nieprzytomny przez pięć godzin wzdrygał się.
   - Upadłeś na treningu a twoja rana na głowie – powiedział wskazując na nowy opatrunek – znowu zaczęła krwawić. To nie zwyczajne skaleczenie Yixing. Przepraszam, to przeze mnie. - odpowiedział przybity Luhan.
   Chłopak wiedział, że w szpitalu będzie zmuszony spędzić jeszcze trochę czasu na obserwacji. Słyszał jak jego przyjaciel nerwowo oddycha. Rozejrzał się po sali ale nie znalazł niczego ciekawego, na czym mógłby zawiesić wzrok. Spojrzał w kierunku Lulu, który widać, że płakał.
   - Byłeś tutaj cały czas? - zapytał.
   - Oczywiście, jak mógłbym cię tutaj zostawić? To moja wina, dlatego musiałem dotrzymać ci towarzystwa. - smętnym wzrokiem powędrował po osobie Luhana.
   Miał na sobie te same rzeczy w które był ubrany podczas treningu. Luźna, wyciągnięta bluzka ukazująca jego obojczyki. Bluza w kratkę oraz szare dresy. Faktycznie, był przy nim cały ten czas. Nawet się nie przebrał, chociaż kto w takiej chwili przejmowałby się tym drobiazgiem?

   - Nie przejmuj się, to nie przez ciebie. Po prostu... pewien uraz z dzieciństwa daje się we znaki.
   - Nie! Nawet nie próbuj zaprzeczać. Moja i koniec dlatego chcę ci to jakoś wynagrodzić. Jak już cię wypuszczą i powiedzą, że zagrożenie minęło... - kontynuował Luhan – spędź ze mną jeden dzień!
   - Jeden dzień...że co? Miałbym zdać się na dwadzieścia cztery godziny na twoją chorą wyobraźnię? Nie wiem co przyjdzie ci do głowy.
   Lay'a zaskoczył pomysł przyjaciela. Nie chciał by ten się obwiniał a, co najważniejsze, jakoś mu to wynagradzał. Stało się, trudno.
   - O przepraszam... moją chorą wyobraźnię? To tylko jeden dzień, zgódź się. Co ci szkodzi? - Zawsze się kłócimy... może przez to nasze stosunki się polepszą? - odparł przyjaźnie Lulu.
   Yixing na samą myśl, że byłaby okazja zbliżyć się do siebie... zaczął bardziej rozważać propozycję chłopaka. Przecież jeden dzień go nie zbawi, prawda? Jeżeli pokonają barierę i razem zajmą się jego robakami, to czemu nie?
   - Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Obiecaj, że wrócę cały i zdrowy. - powiedział nieco weselej.
   - Masz to jak w banku! - Luhan wyszczerzył się w uśmiechu od ucha do ucha.
   Oboje tak bardzo nie mogli się doczekać.


   Po tym jak Lay zgodził się na spędzenie dnia, chociaż jak wolał mówić Yixing ,,dwudziestu czterech godzin'' z Luhanem, rozmawiali w spokoju. Pielęgniarka oznajmiła, że jeżeli jego stan będzie prawidłowy tak jak teraz, wypuszczą go w najbliższym czasie.
   Minęły dwie godziny a zdrowiu chłopaka nic nie zagrażało, dlatego teraz przygotowywali się do wyjścia. Lay przebrał się z powrotem w ubrania z treningu a Luhan zarzucił na siebie skórzaną kurtkę. Zmierzali teraz podłużnym korytarzem przez hol do wyjścia. Gdy przekroczyli próg głównych drzwi, ich skórę owiał zimny powiew wiatru, który pachniał nadchodzącą nocą. Podczas pobytu chłopaka w szpitalu na dworze ściemniło się. Miejskie lampy świeciły nad ich głowami gdy tak spacerowali powoli chodnikiem. W powietrzu można było wyczuć, że zbliża się na deszcz, toteż przyśpieszyli. Słychać było ich niespokojne kroki, które stawiali pośpiesznie na nierówno ułożonych kamieniach. Znajdowali się właśnie w parku przez który byli zmuszeni przejść by dotrzeć na przystanek. Niestety nikt nie mógł ich odebrać, dlatego wracali na piechotę. Można by rzec, że to bardzo nieodpowiedzialne zostawiać na pastwę losu biednego Yixinga z nieogarniętym Luhanem.
   - Dobrze się czujesz? - zapytał Lulu, który ukradkiem zerknął na niego.
   - Tak, zawroty głowy minęły. - Lay odparł mu mimowolnie.
   - Jak tylko dotrzemy na miejsce radziłbym, żebyś się położył i niczym nie przejmował. – usłyszał odpowiedź.
   Yixing tylko skinął głową po czym kontynuowali powrót w milczeniu.


   Wróciwszy nocnym busem do domu zdjęli ubrania wierzchnie i ruszyli w kierunku swoich pokoi.
   - Tylko pamiętaj, że jutro to ja dysponuję twoim czasem. - dobiegło go zza pleców, ale nie miał siły by cokolwiek odpowiedzieć.
   Wszedł do swojego kąta i przekręcił klucz w drzwiach. Zdjął z siebie przepocone ubrania i poczłapał po pidżamę, która znajdowała się parę kroków w lewo w komodzie. Nie miał siły nawet się umyć, po prostu marzył by jak najszybciej udać się do krainy snów.
   Gdy tylko narzucił na siebie to co przed chwilą było ładnie poskładanym stosikiem, usiadł na łóżku i wszedł pod kołdrę przykrywając się nią. Przymknął powieki i natychmiastowo ukazała mu się wizja jutrzejszego dnia. Czy powinien się go obawiać? Co takiego wymyśli Luhan? Na to pytanie niestety nie był w stanie sobie odpowiedzieć, po czym w myślach odgonił wszelkie myśli przeszkadzające mu w zaśnięciu i odpłynął.


   Nazajutrz jak zwykle obudziły go promienie słońca przedzierające się przez żaluzje wiszące na oknie. Lay najpierw otworzywszy jedno oko, następnie drugie, zaczął mimowolnie przecierać posklejane powieki. Tak bardzo był wczoraj zmęczony, że zapomniał nastawić budzik. Zapewne znowu wstał o nieludzkiej porze.
   Poderwał się i rzuciwszy okiem na zegarek w telefonie stwierdził, że jednak jego wrażenie było mylne. Na wyświetlaczu pokazana była godzina 9:54, dlatego bardzo się zdziwił. On, wielki śpioch wstał tak wcześnie z własnej woli? No może nie własnej, ale jego zegara biologicznego. Możliwe, że śniły mu się jakieś koszmary, które zapomniał chwilę przed obudzeniem.
   Podniósł się z łóżka i ubierając papcie, poczłapał szurając do łazienki. Gdy już wydostał się z pokoju i szedł korytarzem, który był z lekka ciemny zauważył, że reszta śpi. W końcu jest wolne, więc kto normalny wstaje około dziesiątej rano? Z wyjątkiem Zitao... oczywiście.
   - Ej, ty! - usłyszał i gdy się odwrócił, dostrzegł śpiącego Luhana. - Musisz tak szurać po podłodze tymi kapciami? Dość, że wyglądają pedalsko to jeszcze przeszkadzają. Rażą mnie w oczy.
   - Nikt nie każe ci patrzeć na moje kapcie a zresztą odwal się. Mam dzisiaj spędzić z tobą dwadzieścia cztery godziny, więc bądź z łaski swojej miły. - zmroził wzrokiem przyjaciela.
   - Przecież jestem miły. - zaśmiał się. - Udaje tylko ciebie. - po czym wytknął żartobliwie język w stronę Yixinga i zniknął.
Co ja z nim mam... - pomyślał.
   Wszedł do łazienki i zdjął z siebie pidżamę. Zrobił duży krok w kierunku prysznica i gdy tylko znalazł się w środku, odkręcił kurek. Lał bardzo ciepłą wodę przez co szkło od kabiny strasznie zaparowało. Skończywszy krótką kąpiel ubrał się z powrotem w rzeczy, w których przyszedł zmieniając tylko bieliznę. Udał się do pokoju i zaczął przeglądać szafę. Narzucił na siebie czerwone rurki, czarną bluzkę prezentującą jego obojczyki, a całość dopełnił białymi Conversami i naszyjnikiem.
   Gdy był już gotowy udał się do pokoju Luhana. Stanąwszy przed drzwiami uniósł dłoń i zapukał. Nikt nie otwierał... więc zapukał jeszcze raz. Znowu cisza...
   Yixing dostał napadu agresji i zaczął walić nerwowo z całej siły w drzwi. Miał szczęście bo tym razem udało się.
   - Jezu... nie dobijaj się. Mówiłem, że chwilę. - odparł Lulu.
   - Nie słyszałem. - powiedział zmieszany Lay, który próbował ukryć zakłopotanie.
   Wszedł za chłopakiem do jego pokoju po czym rzuciwszy na niego okiem zobaczył, że zdejmuje bluzkę. Podziwiał właśnie jego piękne ciało od tyłu, ograniczając się tylko do widoku pleców.
   Gotowy Luhan klepnął w ramię Yixinga dając tym samym znak, że mogą wychodzić.
   - Masz tu bilet. - wyciągnął dłoń i wręczył je przyjacielowi.
Lay zerknął na świstek, który wręczył mu chłopak i ujrzał nazwę pobliskiego kina.
   - Idziemy na film? - zapytał zaciekawiony.
   - Tak, to film przygodowy. Trochę strzelanki i adrenaliny w jakiejś tam historii. Lepsza niż horror i romans co nie? - uśmiechnął się.
   - Tak. - odparł przyjaźnie ciesząc się, że pomyślał o jego niestrawności obu gatunków.


   Wchodząc do sali w której zgasły już światła, udali się na swoje miejsce. Właśnie trwały reklamy a na sam film przyszło niewiele osób. W sumie można by rzec, że oprócz nich były jeszcze trzy siedzące daleko. Usiedli i położyli na środek popcorn po czym z zaciekawieniem patrzeli na mijające obrazy. Pięć minut później zaczął się film i teraz oboje w ciszy obserwowali akcję. Nie działo się nic wartego uwagi. Okazało się, że to wcale nie był film akcji a jakiś denny romans bo Luhan pomylił tytuły i byli zmuszeni wpatrywać się w całującą się parę.
   Mimo, że czas strasznie się dłużył, seans skończył się zaskakująco szybko.
   - Ja... naprawdę przepraszam. Pomyliłem bilety, sale...wszystko. - powiedział smutny Lulu. - Ale teraz cię nie zawiodę! Mamy jeszcze dużo czasu.
   - No ja mam nadzieję, w końcu to dwadzieścia cztery godziny... - odpowiedział, ale chłopak mu przerwał.
   - Nosz kurde skończ z tymi dwudziestoma czterema godzinami. - wybuchł po czym zaczął się śmiać nerwowo, gdy zauważył, że Lay wpatruje się w niego bez wyrazu. - Idziemy na lody!
   - Lody? Znasz jakieś fajne miejsce? - zapytał zaciekawiony, ponieważ wizja zjedzenia deseru była bardzo kusząca.
   - No pewnie, chodź!
   Mijali zatłoczone ulice, przez które przechodziło mnóstwo ludzi. Niektórzy śpieszyli się do pracy a inni spacerowali. Chwilę później Yixing dostrzegł duży szyld z napisem ''Latte Matte''.
   - To tutaj. - powiedział przyjaźnie. - Zajmij jakieś miejsce a ja pójdę zamówić. Jaki chcesz smak? - zapytał patrząc na niego z radością w oczach.
   - Czekoladowe poproszę - odparł po czym odwrócił się i usiadł przy pobliskim stoliku.
   Siedział i patrzał jak Lulu mówi do sprzedawcy gestykulując swój wybór. Miał na sobie luźną bluzkę w kratkę, czarną bluzę z przyszywkami i jasne jeansy z których tylnej kieszeni wystawał czarny portfel a na plecach wisiał kremowy plecak. Chłopak właśnie po niego sięgnął i zapłacił. Patrzał jak z powrotem trafia do spodni. Poczekał chwilę i odebrał zamówienie.
   - Wróciłem. - usłyszał znad głowy. Luhan stał z wyciągnięta ręką podając mu lody.
   - Dziękuję. - wymusił uśmiech i zaczął zajadać.
Jego przyjaciel jak zwykle jadł niechlujnie przez co cały się ubrudził. Na jego policzkach zostały resztki deseru o smaku truskawki. Lay nie wiedząc czemu... poczuł silną ochotę starcia wierzchem dłoni pozostałości po lodach. I zrobił to... nie zdołał się powstrzymać.
   Luhan oszołomiony dotykiem Lay'a zaprzestał chrupać wafelek i siedział patrząc w przestrzeń. Yixing widząc zaistniałą sytuację, próbował jakoś to odkręcić.
   - Nie myśl sobie zbyt wiele, po prostu się ubrudziłeś. - powiedział niby to przyjaźnie.
   - Dziękuję. - spojrzał na Lay'a i uśmiechnął się. - Która jest godzina?
   - Już jest... - zerknął na zegarek w telefonie – 16:44.
   - O kurczę... już? - powiedział zdziwiony Luhan. - Jak dotrzemy do kolejnego miejsca będzie już pewnie dziewiętnasta.
   - Co takiego planujesz? - zapytał Lay.
   - Zobaczysz. - odparł gryząc resztki wafelka.
   Skończywszy posiłek wstali i ruszyli w stronę autobusu. Yixing nie miał pojęcia co takiego jego przyjaciel wymyślił. Jechali w milczeniu wpatrując się w widok przez okno. Luhan miał rację... przejechali kawał drogi a na miejscu o 18:48. No może nie dokładnie na miejscu, ponieważ Lulu nie wyglądał jakby miał zamiar się zatrzymać. Szli właśnie przez las z latarkami, które Luhan wyjął ze swojego plecaka.
   - Gdzie ty mnie do licha prowadzisz po ciemku w tym lesie? - pytał zaniepokojony Lay z przerażeniem w oczach, czego zresztą i tak nie było widać przez otaczający ich mrok.
   - Nie bój się, jesteś bezpieczny. Znam ten las bardzo dokładnie bo za małego w nim biegałem. Można powiedzieć, że mam w głowie mały GPS. - po czym kontynuowali.
   Dziesięć minut później znaleźli się nad stawem o którego istnienie Yixing nawet się nie spodziewał. Tylko dlaczego Luhan zaprowadził go w takie miejsce?
   - Dobra, jesteśmy. Ten staw jest dla mnie bardzo ważny. Gdy tylko pokłóciłem się z rodzicami, miałem problemy w szkole lub złe samopoczucie, przesiadywałem tutaj niemal cały dzień. Pewnie sobie myślisz co tutaj robiłem... rysowałem. - powiedział i wyjął z plecaka stosik papieru podając go Lay'owi. - Jak widzisz sam krajobraz... dlatego przyprowadziłem tutaj ciebie, ponieważ chciałbym ciebie narysować.
   Yixing nie wiedział co powiedzieć. Luhan umiał rysować? Może nie tyle co umiał... on pięknie rysował. Te szkice... powstałe w chwilach słabości był wręcz doskonale.
   - Przecież jest ciemno. Jak chcesz rysować? - zapytał zdziwiony Lay. - Nic nie widać, ledwo mogę dostrzec ciebie a co dopiero ty mnie.
   - Ja widzę cie bardzo wyraźnie. Proszę, zgódź się. - powiedział poważnie.
   - No dobra... ale jesteś nienormalny. Teraz mogę stwierdzić to bez zastanowienia. - odparł Lay.
   - Dziękuję! Więc tak... usiądź w siadzie skrzyżnym... - chłopak zaczął wykonywać polecenia – o tak! - po czym sam zrobił tak samo i wkładając sobie latarkę do buzi i przytrzymując ją zębami zaczął szkicować.
   Mijało pięć... dziesięć... piętnaście... dwadzieścia... trzydzieści minut a Luhan nie kończył. Co chwilę zerkał w kierunku Yixinga przyglądając się dokładnie co powodowało, że chłopak czuł się nieswojo.
   Dobiegł go głos Luhana, który śpiewał. Śpiewał dobrze mu znaną piosenkę Evanescence – Bring me to life. Jego głos... niczym głos anioła muskał każdy kawałek jego ciała. Chwilę po tym przyłączył się i oboje wypowiadali najstaranniej angielskie słowa.
   - Skończyłem! - niemal krzyknął. - Ile mi to zajęło?
   - Jeeeest... - Lay zmuszony był ponownie zerknąć na godzinę. - za chwilę dwudziesta druga.
   - O kurdę... przepraszam. Po prostu chciałem jak najdokładniej przedstawić cię na rysunku. - odparł.
   - Mogę go zobaczyć? - zapytał ciekawy Yixing.
   - Nie teraz. Jak wrócimy. - powiedział po czym wstał i chwycił Lay'a za rękę. - Wracajmy.
   - Umm... - nie przeszkadzał mu uścisk dłoni Luhana ani to, że szli teraz późno lasem. Obiecał, że spędzi z nim jeden dzień. Nie miał pojęcia czy w jakiś sposób się do siebie zbliżyli. Po prostu nie mógł w pełni cieszyć się tym dniem.


   Stali właśnie przed drzwiami do pokoju Lay'a. Zegar w telefonie chłopaka, na który non stop spoglądał pokazywał 23:58.
   - Lulu - zaczął – jeszcze tylko dwie minuty. Puść mnie już.
   - Dobra, najpierw wysłuchaj. - Masz tu rysunek. - gdy Lay chciał go otworzyć... - Nie! Nie teraz! Po dwudziestej czwartej. Słuchaj... ten dzień naprawdę wiele dla mnie znaczył. Wiem, że prawdopodobnie dla ciebie było to jedną wielką katorgą i musiałeś mnie znosić. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że nawaliłem z tym filmem dlatego też przepraszam. I może to siedzenie przez prawie dwie godziny na zimnej trawie w lesie też było do dupy... ale... ja naprawdę cieszę się, że mi zaufałeś i spędziłeś ze mną czas.
   - Luhan.. - Chciał odpowiedzieć ale mu przerwał.
   - Nic nie mów! Po prostu zachowaj dla siebie. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym zrobić.
   - Co takiego? - zapytał chłopak.
   - To... - Luhan zbliżył się do Lay'a, który w tym samym momencie zaczął cofać się, lecz napotkał ścianę. Opierał się teraz o nią i widząc co jego przyjaciel chce zrobić zaczął nerwowo oddychać. Czuł, że jego serce zaraz eksploduje od nadmiaru uderzeń.
   W momencie gdy wybiła dwudziesta czwarta ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, który zapoczątkował Luhan. Yixing nie opierał się, nie chciał.




środa, 6 lutego 2013

Mimo wszystko Cię kocham /Rozdział 3

       
 ~ Mimo wszystko Cię kocham ~


 

   Gdy tak trwali w uścisku, Lay coraz bardziej zaczynał odczuwać dyskomfort.
   - Czyli już wszystko w porządku? - zapytał Luhana, który nic nie mówił od dłuższej chwili.
   - Nawet lepiej - odpowiedział z szerokim uśmiechem, który wywołał u Yixinga palpitacje serca.
   Chłopak chciał porozmawiać z nim szczerze. Wyjaśnić wszystko bez wyjątków, lecz nie mógł. Coś blokowało go i nie pozwalało zwierzyć się przyjacielowi. Powoli odsunął się od niego, a ręka Lulu, która mocno zaciśnięta trwała na koszuli Lay'a, bezwładnie opadła na podłogę. Lulu trząsł się na każdą myśl, że ta sytuacja już nigdy się nie powtórzy. Nie chciał by jego przyjaciel wyszedł teraz z pokoju i zapomniał. Zapomniał o nim.. i znów zachowywał się w stosunku do niego ozięble. Teraz... gdy się przytulali wyczuł, że mu zależy. Kocha go? Niee... Lay nikogo nie kocha i zachowuje się jakby nigdy nie kochał.
   Czy on zna w ogóle to uczucie? Czy jest w stanie kogoś pokochać? A najważniejsze... czy jest w stanie GO pokochać?
Luhan siedział rozmyślając i nawet nie zauważył, jak drzwi obok niego zatrzasnęły się po wyjściu Lay'a.
Poszedł... - pomyślał.



   Yixing wyszedł i zmierzał do pokoju. Po drodze widział Krisa goniącego Pandę z papierem w ręce, który jeszcze niedawno przyczepiony był do jego spodni.
Chena siedzącego na kanapie i wpychającego Minseokowi babeczki, które sam niedawno zrobił.
Wszyscy wydawali się być szczęśliwi. Czy tylko on miał zmartwienia? Nikt inny nie martwił się tym co czeka ich w przyszłości? Nie miał pojęcia, bo wcale na to nie wskazywało.

   Chłopak postanowił zaraz po ubraniu się pójść do sali z fortepianem. Kochał na nim grać i zawsze pomagało mu to w trudnych chwilach. Zarzuciwszy na siebie luźny T-shirt oraz jakieś dresy, które zauważył złożone na fotelu, ruszył.
   Dotarłszy do celu, usiadł przy instrumencie i odpłynął do świata muzyki. Dźwięki kolejno wydobywające się z fortepianu muskały jego uszy. Od małego ćwiczył, ponieważ był zmuszany przez rodziców, ale po pewnym czasie pokochał to zajęcie. Tak go wciągnęło, że nawet nie zauważył jak do pomieszczenia wkradł się Jongdae i stał wpatrując się w niego.
   - Zawsze uważałem, że masz talent do grania. Kurde, chłopie ty jesteś w ogóle jakiś taki utalentowany. Taniec, śpiew, gitara oraz fortepian. Zazdroszczę ci. - powiedział, siadając przy nim na siedzeniu.
   - Ojj.. przestań. Po prostu mi się poszczęściło. - odparł przyjaźnie Lay.
   - Ej, mam propozycję. Wychodzimy dzisiaj wszyscy do baru. Ja, Minseok, Kris, Tao i Luhan. Chodź z nami! Przecież nie zostaniesz tutaj sam, prawda? - zaproponował.
   - No nie wiem... nie bawi mnie raczej takie przesiadywanie bez sensu w klubach - odpowiedział niechętnie ze zgorszoną miną.
   - Przestań! Idziesz i już!... - powiedział nieco unosząc się i chwycił chłopaka za rękę, po czym wybiegli z sali - Daje ci 30 min na przygotowanie i wszyscy widzimy się w głównym pokoju, a jak nie to obiecuję, że napuszczę na ciebie robaki Luhana.
   Yixing aż wzdrygnął się na samą myśl o ataku owadów i w tej samej chwili pomyślał o starszym o rok przyjacielu. Co u niego? - bił się z pytaniem w myślach. Ostatni raz widzieli się dwie, trzy godziny temu.
   - Mam nadzieję, że nie płakał ani nic w tym stylu. Chyba, że ,,dokarmiał'' owado-zboczki. - żartował.

   Posłuchał Chena i zabrał się za przygotowania do męczącego wyjścia.
   - To nie... to nie... to na pewno nie.... - wypowiadał na głos rozrzucając po całym pokoju koszulki z szafy - O boże! Co to jest?! - krzyknął głośno z obrzydzeniem gdy znalazł w szafie... PEJCZ?!
     
                                      
*Lay nie ładnie
*


   Przeglądał z zaangażowaniem części swojej garderoby, gdy w końcu zadecydował, że ubierze białą bluzkę z nadrukiem, szary długi sweter na guziki, jasne jeansy oraz żółtą czapkę typu komin.
Przebrał się, włożył telefon do kieszeni i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
   - Jest godzina... - pośpiesznie spojrzał na zegarek – 17:34... - wypowiedział cicho - Zaraz, zaraz... Miałem być na dole cztery minuty temu. Gdybym wiedział..., że około dziesięciu poświęcę na leżeniu plackiem na podłodze, to bym podarował sobie opłakiwanie tego durnego pejcza - burknął - Tyyyy ….! A może to te robaki Lulu? Kiedyś zrobię na nie napad ze sprayem. Strzeżcie się zboki…
   W milczeniu zszedł na dół i nie odzywając się, wzrokiem przeprosił kolegów za to, że musieli poczekać na niego aż cztery minuty!
   Wyszli z dormu i natychmiast każdy założył na siebie okulary albo czapki/kaptury mając nadzieję, że jakoś uchronią się przed napadem fanek, które po raz kolejny będą próbowały wręczyć im swoja bieliznę, stringi lub zużyte podpaski. ŻE-NA-DA. Całe to wyjście smoka wyglądało jakby Neo z Matrixa rozmnożył się i szedł tym razem walczyć z nadpobudliwymi dziewczynami. Serious?
   Dotarłszy do metra, którym dojadą zdecydowanie szybciej, wsiedli pośpiesznie i zajęli miejsce jak najdalej ludzi, by nie rzucać się w oczy. W sumie można by powiedzieć, że grupa sześciu chłopaków stojących na tyłach robi wręcz odwrotne wrażenie.
Gdy tylko metro zatrzymało się, wysiedli i udali na autobus. To już ostatni środek transportu, którym musieli podróżować by dotrzeć na miejsce. Na szczęście obeszło się bez ataków zombie-fanek jak zwykli nazywać ich chłopacy, ponieważ nie żyją własnym życiem tylko nimi.

   Stanęli przed klubem i kombinowali jakby tu wejść bez zbędnego sterczenia pół godziny a nawet godziny czekając w kolejce. Długo zastawiać się nie musieli bo bramkarz zobaczywszy chłopaków z EXO-M, których sam był fanem, wpuścił ich po cichu nawet nie pokazując tego, że ich zna.
   Lay rozejrzał się po sali pełnej tańczących ludzi i natychmiast poraziły go kolorowe światła, które co chwilę zmieniały swoje położenie. W tle leciały zmiksowane kawałki dubstepu a tłum wywijał na parkiecie bez opanowania, tym samym co jakiś czas krzycząc na cześć didżeja.
   - Gdzie siadamy? - zapytał Kris.
   - Może znajdziemy miejsce na uboczu? - zaproponował Tao.
   - Niezły pomysł... zawsze jakaś ochrona przed wścibskimi spojrzeniami oraz ludźmi robiących nam zdjęcia na każdym kroku.
   Dostrzegłszy pusty stolik z siedzeniami w kącie, udali się w jego kierunku. Zajęli miejsca następująco: od prawej strony siedział Xiu Min, Tao, Lay, Luhan, Kris oraz Chen na brzegu po lewej. Szybko rozkręcili rozmowę, która zmierzała w nudnym kierunku a Lay tylko przytakiwał.
   Pili coraz więcej, i więcej aż każdy z chłopaków przestał myśleć trzeźwo. Muzyka obijała się o ich uszy tym samym drażniąc je pod wpływem głośności. Xiu Min leżał na kolanach Tao, uwalony co było oczywiste od samego początku, bo chłopak miał słabą głowę. Luhan wkurzał Krisa i co jakiś czas zerkał na Yixinga, zastanawiając się czy nie udać totalnie zalanego i się o niego nie oprzeć a Chen to już w ogóle pieprzył o pokemonach.
   W tym momencie podeszły jakieś dziewczyny z zapytaniem czy mogą się przysiąść. Odpowiedział im Kris swoim niskim głosem, że nie mają nic przeciwko. Ścisnęli się i teraz towarzyszyły im dwie imprezowiczki, które specjalnie zachwycająco nie wyglądały. Natapirowane włosy, obcisłe mini oraz odkrywające topy. Ale co mogli na to poradzić skoro sami już nie wiedzieli co się dzieje. Jedynymi przytomnymi w tej chwili wydawali się być Luhan i Lay, którzy wymieniali krótkie spojrzenia.
   - Eeee....jjjj – próbowała zacząć jedna z pijanych dziewczyn – a może by tak zakład? - wydukała przez zęby.
   - Zakład? O czym mówisz? - zapytał zainteresowany Chen. No tak... on to zawsze jest chętny.
   - N...ooo na przykład, że jak ty nie odpooo...wiesz na moje pytanie to ja ci powiem, żeee... masz się przelizać z jednym chłopakiem tu obeee...cnym. Co tyy... na to? - zaproponowała.
   - Okej, ale czemu ja? Nie może ktoś inny?- powiedział podpity Jongdae. Chociaż nie... on był zdrowo nachlany.
   - No znaczy nie, że tyy.... ale to przykład byył! Ja wiem kto... o może ten jasnowłosy tam... wyglądający jak chłopiec? On w ogóle pełnoletni jest? - powiedziała ze śmiechem patrząc na Luhana i wskazując na niego kiwającym się palcem.
   Luhan wytrzeszczył oczy jak Kyungsoo z EXO-K i zapytał – Jaaaa? Nie ma mowy! - odpowiedział zdecydowany.
   - Czeee...mu? Zdaje mi się, że ten ciemnowłosy chłopak wpadł ci w oko, bo na niego non... stop się gaaaa...pisz! - burknęła nieprzyjemnie. - Nie chcesz?
   - Ojj Lulu to tylko zabawa przecież... - zachęcał go Minseok, który na chwilę odzyskał przytomność bo zaraz po tym chrapał głośno, leżąc dalej.
   Luhan nie mógł się zdecydować. Z jednej strony chciał ale bał się tego. Nie tak miał wyglądać jego pierwszy pocałunek z Lay'em - pomyślał.
   Spojrzał na chłopaka, który z przerażeniem w oczach czekał na odpowiedź przyjaciela. Przecież jest upity... ponoć. Jeżeli go pocałuje może zrzucić na to, że nic nie pamięta, prawda? - upewniał się w myślach.
   - Dobra... nie będę mięczakiem. - zdecydował się, a na ustach dziewczyny, która stała za propozycją, widać było zaciekawiony uśmieszek.
   -Ołkeeeej..! A więc słuchaj bo pytanie brzmi: Czy miii...ałeś kiedyś chłopaka lub caaa...łowałeś się z tą samą płcią? - wypowiedziała głosem osoby, która i tak już była nieźle podpita.
Lulu poczuł się fatalnie, ponieważ nie miał w sobie wystarczająco promili, by nie pamiętać swoich eks. Nie chciał tego wyznawać... wszyscy mieli dowiedzieć się, że woli mężczyzn? - pomyślał.
   - N...ie miałem – powiedział niechętnie – skąd w ogóle takie pytanie? - zaczął wymuszać śmiech.
   - FAŁSZ! Źl....e odpowiedziałeś! Bo ja wiem, że kiedyś całowałeś się z facetem! Móó...j kumpel mi powiedział, żeeee... w czasach szkoły! I powiedział, że byłeś małą źźźź...dzirą! - to ostatnie słowo zaakcentowała jakby mówiła po angielsku. Siedziała teraz z szyderczym uśmiechem i wpatrywała się w Lulu, który nie wiedział co robić.
   - Caaaaa....łuj! - krzyknęła wraz z przyjaciółką.
   - Ale ja nie jestem gejem! To był tylko przypadek! On mnie wtedy napastował... i naśmiewał się! Zmusił mnie! - próbował się bronić.
   - Nawet jeśli.. skłamałeś! No dalej..., czekamy.
   Lulu siedział i wpatrywał się w każdego po kolei. Wątpił, żeby chłopacy cokolwiek pamiętali, ponieważ byli nieźle zalani. Nie martwił się tym bo zapewne zapomną o rozmowie, która się tutaj odbyła. Najbardziej przejmował się tym, że Lay nie pił zbyt dużo. Niestety nic nie mógł zrobić i postanowił wykonać zakład.

   Luhan przybliżył się do Yixinga, który wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.. położył ostrożnie rękę na policzku Lay'a i gdy miał go pocałować... przyjaciel zdzielił mu solidnie z liścia. Lulu nie spodziewał się takiej reakcji z jego strony. Automatycznie przyłożył dłoń do policzka i wpatrywał się zdziwiony w chłopaka, który zaraz po tym wybiegł z miejsca.
 

''On zbliżał się do mnie... tak po prostu.. chciał mnie pocałować. Ja.. nie mogłem na to pozwolić! Przecież to nienormalne.. w dodatku w klubie na oczach wszystkich gapiów.''
 

   Wszedł do męskiej łazienki i stanął przed lustrem. Przyłożył dłoń do twarzy i pożałował tego niespodziewanego ciosu, który zadał Lulu. A co jeśli przesadził? - głowił się - Przecież on jest taki wrażliwy... nie zdziwiłbym się gdyby teraz płakał. - rozmyślał, a w jego oku zakręciła się łza.
   - L...aaay... - dobiegło go od strony drzwi, w których stał Lulu i patrzał na niego wzrokiem osoby, która właśnie została odrzucona.

   - Przepraszam, po prostu... nie chciałem być tchórzem.
   - Ja rozumiem tylko... nie chciałem i.. dałem z liścia a nawet tego nie przemyślałem. - powiedział przejęty Yixing.
   - Oj nie przejmuj się tym. Jakoś żyje.. poza tym dało mi to wiele do namysłu - odparł smutno.
   Lay nie wiedział co jego przyjaciel miał na myśli. Widział w lustrze jak powoli zbliża się do niego i obejmuje go od tyłu. Yixing momentalnie poczuł jak serce staje mu w gardle i omal nie zapomniał o czynności zwanej oddychaniem. Zaczął czuć, że jego ciało oblewa uczucie gorąca a tym samym zrobiło mu się strasznie duszno. Luhan mógł niemal usłyszeć jak Lay sapie ze zmęczenia.
   - Lay... czy wszystko w porządku? - wypowiedział te słowa bardzo ostrożnie, nie chcąc sprawić, by przyjaciel natychmiastowo się od niego odsunął.
   - N...ieee. Słabo mi... - to było jedyne na co go było stać, ponieważ chwilę po tym już leżał nieprzytomny na podłodze.
   Luhan próbował utrzymać mdlejącego przyjaciela, ale niestety jego ciężar okazał się nie na drobne ramiona chłopaka. Szybko ukląkł, położył jego głowę na kolana i próbował ocucić.
   - Ej... to nie jest śmieszne! Boże... to przeze mnie?! Przepraszam, obudź się! - krzyczał zdzierając sobie gardło - POMOCY! - wydarł się niemal dławiąc słonymi łzami.
   Wtem po chwili do łazienki znajdującej się w dyskotece, wparował jakiś nieznajomy i zobaczywszy zaistniałą sytuację, postanowił zadzwonić na pogotowie.
   - Hallo? Mamy tu nieprzytomnego, chyba zemdlał. - powiedział, spoglądając w kierunku Lulu, który tylko potwierdził jego słowa - Proszę, pośpieszcie się! Nie wiemy co się stało - wypowiedział szybko.
   Luhan nadal starał się przywrócić przytomność koledze, lecz na próżno. Wstał i mocząc chusteczkę, którą wyjął z kieszeni, zaczął ochładzać czoło Lay'a zaraz po tym, gdy dostrzegł jego rozpalenie.
   - No obudź się... - wymruczał w przerwie od łkania. - Yixing no do cholery jasnej ogarnij dupę! - po czym chłopak otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w niego jakby podziwiał obraz w muzeum.
   - Co się stało? - wypowiedział zachrypniętym głosem - Ał... - skrzywił się, gdy rana cięta od uderzenia w coś ostrego na podłodze zaczęła boleć.
   Lulu zobaczywszy krew poczuł silne mdłości i puścił pawia. Cała łazienka śmierdziała od wymiocin chłopaka, a gdy Lay zorientował się w sytuacji, omal nie zemdlał drugi raz.
   - Możesz mi powiedzieć co wcześniej jadłeś bo zalatuje czymś niedobrym. - powiedział Yixing z mega wykrzywioną twarzą.
   - Ogórki z majonezem polane octem z papryki plus krokiety truskawkowe o smaku fasolki z dodatkiem jajka.
   - A myślałem, że to Xiu Min gotuje do bani...



   Luhan jakoś wytłumaczył sanitarnym zaistniała sytuację, posprzątał łazienkę i wyszedł przed budynek czekając na Lay'a. Chłopak otrzymał mały opatrunek w postaci gaziku i plastra, po czym został zwolniony. Nie wykryli żadnego niebezpieczeństwa, więc dlaczego mieli go przetrzymywać?
   Chłopak wstał i ruszył w kierunku pozostałych chłopaków. Dostrzegł Lulu, ale jedyne co w tej chwili zrobił, to zmierzył wzrokiem przyjaciela. Dość już narozrabiał: prawie go pocałował, przytulił, co wywołało u Lay'a dziwne uczucie posiadania w sobie ogniska oraz puścił pawia... omal nie trafiając wymiocinami w niego. Bleee... - wzdrygnął się.
   - Yixing, nic cię nie boli? Możemy wracać do domu? - zapytał z troską Tao.
   - Nie, nic. - odpowiedział nonszalancko.
   Spojrzał w kierunku Luhana, ale on tylko wyraźnie zmartwiony wpatrywał się w podłogę. Chciał do niego podejść.. znowu powiedzieć coś dobrego, ale wydarzenia minionego wieczoru totalnie odebrały mu resztki dobrej woli wobec chłopaka.


   Nazajutrz rankiem, gdy wszyscy zapomnieli o owych zdarzeniach, dzień toczył się jak zwykle. Minseok rozmawiał z Jongdae, Tao wkurzał Krisa a Luhan zaszył się w swoim pokoju.
Lay'a strasznie bolała głowa w miejscu, gdzie wczoraj się uderzył. Czasami nawet miewał momenty, gdy robiło mu się ciemno przed oczami i zdawał się na własną intuicję. Tak było w tej chwili, tudzież chłopak starał się znaleźć jakiekolwiek oparcie chroniące go przed upadkiem.
   Wędrując niewidomy po korytarzu w stronę łazienki, napotkał na drodze jakiś przedmiot i upadł z hukiem.
   - Cholera jasna! - mruknął do siebie, słysząc nadchodzące kroki.
   - Lay... czy wszystko gra? - powiedział zmartwionym głosem Kris.
   Chłopak próbował namacalnie znaleźć coś, co pomogłoby mu wstać i napotkał rękę lidera.
   - Tak Kris, jest okej. Tylko.. słabo mi się zrobiło. - powiedział z nutką strachu, ponieważ jego wzrok wracał bardzo powoli. Jednak już za chwilę mógł dostrzec sylwetkę przyjaciela.
   Yixing miał straszne obawy związane z tymi dolegliwościami. Kiedyś będąc małym brzdącem, spadł z huśtawki i uderzył głową o metalową poręcz, po czym stracił przytomność.W tamtym czasie miał również takie objawy jak zanik wzroku czy nagły spad energii. Lekarze nawet głosili najgorsze... ale udało się. Powrócił do zdrowia i już nigdy nie musiał martwić się utratą przytomności. To wszystko przez Lulu...! - obwiniał najbliższego kolegę z zespołu w myślach.

   Lay próbując ogarnąć się fizycznie i psychicznie, postanowił przygotować rzeczy na dzisiejszy trening. Nie powinien przemęczać ciała w takim stanie, ale pech chciał, że do Chin przyjeżdża EXO-K i choreograf chciał nauczyć ich paru nowych ruchów. Wolne wolnym, ale nie mogą zapomnieć o tym, że mają także fanów z różnych zakątków świata bacznie obserwujących ich każdy ruch. Yixing spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł. Na dole spotkał chłopaków po czym udali się na trening.



   Wchodząc na wielką salę z lustrami, chłopaka owiał dobrze mu znany zapach pomieszczenia. Pachniało trochę potem zmieszanym z pomarańczowym odświeżaczem, ponieważ nie dało się całkowicie wywietrzyć tak dużego wnętrza.
   - Heeej Chanyeol! - krzyknął Chen.
   - O..! Jongdae jak miło cię widzieć. - odparł wyższy z pogodnym wyrazem twarzy.
   - Jak leci w Korei? Nie mogę doczekać się gdy przylecimy do was i razem wszyscy wyskoczymy na małe co nieco. - wypowiedział.
   Zauważywszy, że choreograf wskazuje by zebrać się w jednym miejscu, przerwali rozmowę i słuchali co ma do powiedzenia.
   - Witam was wszystkich po drobnej przerwie. Zapewne macie pretensje, że zmuszam was do wylewania potu na tej okropnej sali, którą już znacie. Niektóre kroki umiecie, ale muszę nauczyć was przejść. Także ustawcie się, pierwsza zaczyna Koreańska grupa.
Yixing wysłuchał w ciszy przemówienia trenera i zmienił miejsce na ustronny kąt, by nie przeszkadzać kolegom. Jego przyjaciele z M zrobili to samo.
   Stał i wpatrywał się, jak ciała Koreańczyków falują wskutek ruchów wykonywanych do ich najnowszego numeru. Jak zwykle najlepiej tańczył jego rywal – Kai, będący również ,,Dance Machine''. Reszta zespołu także dawała radę, chociaż wysoki Park Chanyeol odstawał odrobinę przez swój wzrost.
   Gdy nadszedł ,,ten" moment w utworze, EXO-K ustąpiło miejsce grupie Chińskiej. Wyminęli się niczym zawodowcy po krótkich wskazówkach choreografa i teraz to oni przejęli pałeczkę. Lay starał się każdym ruchem ciała oddawać piękno piosenki, gdy nagle poczuł silne zawroty głowy i upadł.



   ***


   Gdy miałem zatańczyć najtrudniejszą część, usłyszałem huk. To był Yixing, który z niewiadomych przyczyn opadł na podłogę i nie wstawał. Wystraszyłem się nie na żarty! - pomyślał Lulu.
Jego powieki zamknięte niczym w wiecznym śnie. Jego prawy policzek bez widocznego dołka, który pojawiał się za każdym razem, gdy promieniał. Ręce leżące bezwładnie na ciele a to co sączyło się na podłogę... było jego krwią!
   Lulu podbiegł do Yixinga i zaczął prosić, by ktoś zareagował. Jego przyjaciel właśnie wykrwawiał się na zimnej posadzce, a jedyne na co było stać ekipę było... patrzenie.
   - No zadzwoń ktoś kurwa po to pogotowie! - wrzeszczał wściekły Luhan.
                                                       


***



   Lay ocknął się na łożu szpitalnym. Jego półprzytomne oczy poraziło światło dochodzące od lamp zawieszonych wysoko na suficie, a wzrok zawiesił na śpiącym Lulu. Leżał oparty i trzymał go za rękę. Chłopakowi po chwili przypomniało się, co miało miejsce na sali treningowej. Znowu zemdlał i to go martwiło. Czyżby kłopoty ze zdrowiem powróciły? Przez ten durny wypadek w łazience? - pytał bezgłośnie.
   Poczuł ruch a gdy spojrzał w stronę Luhana, ten wpatrywał się w niego z niepokojem. Sprawiło to, że poczuł ukłucie w sercu.
   - Wreszcie odzyskałeś przytomność. - wypowiedział zachrypniętym głosem - Spałeś tak, przez pięć godzin - po czym oznajmił z niepokojem.
   - Pi... - Lay poczuł kluchę w gardle, którą z trudem pokonał – pięć godzin?
   - Mówili o najgorszym. - wypowiedział w szepcie i wybuchł płaczem.